Rozmowy
O pracy twórczej, rzemiośle i artystycznych zmaganiach. O rozterkach w kulturze i jej losach w sieci, rozmawiamy z twórcami kultury.
Aktorstwo to coś więcej niż zawód

CZYTELNIA KULTURALNA

/ Rozmowy

Aktorstwo to coś więcej niż zawód

Aktorstwo to coś więcej niż zawód

24.01.14

Kiedyś za wszelką cenę chciał być aktorem. Dziś prowadzi teatr, w którym nie tylko gra, ale także reżyseruje. Marzenia stara się przekuwać w czyn, dlatego być może wkrótce zobaczymy go także za kamerą. Specjalnie dla Legalnej Kultury Wojciech Malajkat.

Właśnie mija pięć lat od kiedy objął pan fotel dyrektora stołecznego Teatru Syrena.  W tym czasie udało się panu nadać Syrenie nowy styl. Zmienić ją z typowego teatru miejskiego w scenę z ambicjami.

Cieszę się, że te zmiany są widoczne. Ale cały czas mam świadomość tego, jak wiele jeszcze jest do zrobienia. Trzeba walczyć z brakiem pieniędzy, tym bardziej, że ambicje, o których pan wspomniał, mamy wysokie.

Publiczność dopisuje?

Nie mamy problemu. Frekwencja wynosi około dziewięćdziesięciu procent. W prowadzeniu teatru z grubsza chodzi o to, by ludzie, którzy do niego przychodzą, lubili to miejsce. I żeby czasem ktoś opiniotwórczy powiedział lub napisał, że warto.  Bo dużo lepiej jest słuchać pochwał, niż borykać się brakiem zainteresowania.

Obejmował pan dyrektorski fotel nie mając doświadczenia na tego typu stanowisku. Co okazało się największym wyzwaniem w dyrektorskim debiucie?

Czynnik ludzki, który zawsze zresztą jest najmniej przewidywalny. Wszystko inne można zaplanować. Wymyślić repertuar, przedstawienia, linię artystyczną. Natomiast ludzie bywają czasem nieprzewidywalni. Od takich prozaicznych rzeczy, jak nagła, niespodziewana choroba, aż po ambicje, czasem niestety zbyt wygórowane.

A największy sukces tych pięciu lat?

Ma wymiar globalny. Nie da się wyznaczyć jakiegoś konkretnego wydarzenia. Jestem szczęśliwy, że teatr zaczął w jakimś sensie nowe życie. Oczywiście w okresie pięciu lat obok momentów wspaniałych zdarzały się słabsze okresy, tąpnięcia… jak w każdym życiu.

Czego mogą spodziewać się w najbliższym czasie widzowie Syreny?

Przygotowujemy adaptację powieści Josephine Hart „Skaza”, na podstawie której powstał film z Jeremym Ironsem i Juliette Binoche. Chcemy, by był to taki thriller erotyczno-psychologiczny. Reżyseruje Adam Sajnuk. Główną rolę zagra Jacek Poniedziałek.

To kolejny już w Syrenie tekst, który szerokiej publiczności znany jest z wersji filmowej.

To pomysł, który się sprawdza. „Skazani na Shawshank”, „Plotka”, a także z naszego podwórka „Halo Szpicbródka” przypadły do gustu widowni. Ludzie przychodzą porównać te rzeczy z filmem i zobaczyć, czy da się przenieść je na scenę. Ponieważ mam dobre doświadczenia, to się nie boję.



Swojej aktywności w Syrenie nie ogranicza pan do funkcji dyrektorskich, ale także gra i reżyseruje. Jak udaje się znaleźć na to wszystko czas?

To jest pytanie, które często słyszę i z odpowiedzią na nie nie do końca potrafię sobie poradzić. Jakoś udaje mi się wszystko organizować w taki sposób, aby tego czasu starczyło, ale bywa tak, że jest właściwie na styk. A czasami zdarza się pewne manko i muszę bardzo uważać, żeby jednak nie pokrywały się pewne przedsięwzięcia, bo wówczas coś dzieje się z jakąś stratą.

Czy to właśnie ten deficyt czasowy sprawia, że rzadziej oglądamy pana w telewizji i na kinowym ekranie?

Tak. To zdecydowanie jest powód, bo na to już naprawdę nie starczyłoby mi czasu. Szkoda mi jest rezygnować z tego co robię w teatrze i ze szkoły. A przecież mam jeszcze dom i czasem muszę odpocząć. Nagle okazuje się, że doba mogłaby mieć 48 godzin.

Wspomniał pan o szkole. Jako wykładowca Warszawskiej Akademii Teatralnej jak postrzega pan dzisiejszych studentów aktorstwa. Różnią się od pana i pańskich kolegów z czasów studiów?

Ponieważ czasy są inne, to i oni są inni. Ale nie mówię tego z pozycji starego pryka, który ma zamiar narzekać na dzisiejszą młodzież. Mają taki sam zapał jak my, taką samą ambicję i strasznie dużo siły. Nie zawsze natomiast rozumieją, czym naprawdę jest ten zawód. Bo on jest czym innym niż prędką drogą przez serial na okładki kolorowych pism. A sporo młodych ludzi myśli o tym zawodzie właśnie w taki sposób. A bycie aktorem tak naprawdę wiąże się z bardzo mozolną pracą nad sobą, własnymi możliwościami. Ciągłym treningiem. Wielu wydaje się, że jest to o wiele łatwiejsze. Mamy do czynienia z innym rodzajem determinacji. My mieliśmy do wyboru albo budkę z piwem, albo zrobić coś ze sobą i z życiem. Żyliśmy w rzeczywistości, w której swoboda wyboru była ograniczona. Teraz każdy ma paszport. Jeśli mu się coś nie spodoba, to może wyjechać i szukać szczęścia gdzie indziej. To oczywiście nie znaczy, że dziś jest gorzej. Natomiast ten ogromny wachlarz możliwości sprawia, że młodzi ludzie często traktują „aktorstwo” po prostu jako jeden z zawodów na „a”. Można być aktorem, ale również aptekarzem. Kiedyś za wszelką cenę chcieliśmy być aktorami.

Dzisiejszy świat chyba na każdej płaszczyźnie boryka się z kwestią możliwości wyboru życiowej drogi, pracy, ale też rozrywki i form spędzania wolnego czasu. W tym obcowania z kulturą, która dzięki Internetowi dostępna jest z różnych, nie zawsze legalnych źródeł.

Zdarza mi się rozmawiać o tym z moimi studentami. Namawiam ich do uczciwości. To małe słówko, ale pojawia się, gdy tłumaczą, że są studentami i nie mają za co kupić płyty, która swoją drogą kosztuje za dużo. Niech pan zerknie (wskazuje na ścianę vis a vis dyrektorskiego biurka) tu wisi taka kartka z napisem Prawa Autorskie i wykrzyknikami. To ważna kwestia i staram się przekonywać, by tego nie robili, bo jeśli dziś coś komuś ukradną, to kiedyś ktoś ukradnie coś im – nie pójdzie na film czy spektakl, w którym wystąpią.

Przez wiele lat prowadził pan kino na Mazurach. Czy to, że postanowił pan je zamknąć, również ma swoje podłoże w piractwie, które dość mocno uderza w tego typu instytucje?

Oprócz kina prowadziliśmy restaurację. Niestety przestało nas być stać na czynsz, który się z tym wszystkim wiązał. Przyczyny są więc ekonomiczne. Samo kino działało tylko latem i zawsze było na granicy opłacalności. Nie sądzę, by ludzi nie było stać na wydatek 8 złotych za bilet. Wydaje się, że raczej po prostu przestali potrzebować tej formy rozrywki, bo mają kino domowe. Natomiast co i z jakich nośników na nim oglądają, tego nie wiem.

Podobno w tym roku trafi do sprzedaży książka – wywiad-rzeka, w którym opowiada pan o swoim życiu i twórczości.

To rodzaj symbolicznego zamknięcia pewnego etapu w moim życiu. Spotkania i rozmowy trwały prawie dwa lata. Teraz pozostały kwestie redakcyjne i wydawnicze. Zobaczymy, co z tego wyniknie.

Kolejny etap zamierza otworzyć pan natomiast debiutując w roli reżysera filmowego?

Otrzymałem taką propozycję. Kuszącą. Tym bardziej, że mam za sobą reżyserskie doświadczenia w teatrze. Na dzień dzisiejszy za wiele nie mogę powiedzieć. Cały czas trwają prace nad scenariuszem, a także stroną logistyczno-ekonomiczną. Sprawa jest rozwojowa, nie wiem, czym się zakończy. Natomiast jest to przygoda, którą chciałbym przeżyć.

Rozmawiał: Rafał Pawłowski
Fot. Krzysztof Bieliński

© Wszelkie prawa zastrzeżone. Na podstawie art. 25 ust. 1 pkt 1 lit. b ustawy z dnia 4 lutego 1994 roku o prawie autorskim i prawach pokrewnych (t.j. Dz.U. 2006.90.631 ze zm.) Fundacja Legalna Kultura w Warszawie wyraźnie zastrzega, że dalsze rozpowszechnianie artykułów zamieszczonych na portalu bez zgody Fundacji jest zabronione.




Publikacja powstała w ramach
Społecznej kampanii edukacyjnej Legalna Kultura




Spodobał Ci się nasz artykuł? Podziel się nim ze znajomymi 👍


Do góry!