Rozmowy
O pracy twórczej, rzemiośle i artystycznych zmaganiach. O rozterkach w kulturze i jej losach w sieci, rozmawiamy z twórcami kultury.
Z perspektywy lotu nad kukułczym gniazdem

CZYTELNIA KULTURALNA

/ Rozmowy

Z perspektywy lotu nad kukułczym gniazdem

Z perspektywy lotu nad kukułczym gniazdem

30.01.14

Jako jedna z pierwszych Artystek wzięła udział w kampanii Legalna Kultura, bo na przywłaszczenie czyjejś własności intelektualnej w Jej dekalogu nie ma miejsca. Inne grzechy? Tak, ma się z czego rozgrzeszać. Kocha życie, muzykę, film. Gdyby miała zagrać, to w kinie niszowym, rolę pokroju tej Charlize Theron w „Kobiecie na skraju dojrzałości”. W roli partnera najchętniej obsadziłaby… Maksa Cegielskiego! Nie boi się wyzwań. Przeklina. Silna osobowość, ale wrażliwa. Jest prawdziwa. Przy płycie „Alter Ego” zaryzykowała wszystko. O!dkryjcie Patrycję Markowską jakiej nie znacie.

 


„Alter Ego”, to Twoja najlepsza płyta, stylistycznie wzięłaś niezły zakręt bez hamowania…

Spotykajmy się codziennie! (śmiech). Kiedy byłam gówniarą, chciałam sukcesu od razu, żeby już, natychmiast jeździć, koncertować i śpiewać. Dopiero teraz rozwijam świadomość wokalną, muzyczną. Uczę się jak postępować na scenie, z ludźmi, w życiu. Na początku szłam na totalny żywioł. Teraz wiem dokąd zmierzam. I rzeczywiście, nie zaciągam już ręcznego. Ale cieszę się, że mogłam doświadczać wszystkiego powoli, i że to co robię teraz, coraz bardziej się rozkręca.

Maczasz palce w produkcji? Pierwszy numer „Piąte nie odchodź” brzmi jak muzyka filmowa. Butch Vig nie powstydziłby się takiej produkcji.

Wstyd się przyznać, ale pierwszy raz w życiu brałam udział w produkcji. Kiedyś uznawałam, że pewne rzeczy mogą być zrobione poza mną. Mam super producentów, więc powinnam się skupić np. na koncertach. Przy „Alter ego” chciałam być totalnie! Od stóp do głów! Tą płytą zaryzykowałam. Kiedy się odnosi mniejsze lub większe sukcesy, to często podąża się jakąś utartą ścieżką. A ja z tej ścieżki skręciłam ostrym wirażem. Myślałam, że mój manager dostanie zawału kiedy mu powiedziałam, że teraz nagram rockową płytę, że wyjeżdżamy z chłopakami w góry i nie wiem, czy to co zrobimy będzie komercyjne, czy ktokolwiek to puści. Czułam, że muszę zrobić taki ruch, nagrać taką płytę, która mnie określi, którą z dumą będę mogła puścić wnukom. Słuchałam old schoolowej muzyki lub nowych bandów, ale staro brzmiących, np. The Black Keys. To mi w duszy grało. W dobie dzisiejszej techniki nikt się nie musi nawet widzieć. Wszyscy wpadają do studia, nagrywają swoje tracki, realizator miksuje, mastering robi kto inny. Tylko czasami nie ma w tym życia. Zaryzykowałam. Nie myślałam sztampowo o singlach. Mam tak zgrany, zdolny zespół, że mogłam sobie na to pozwolić! Płyta jest już złota. Kiedy jej słucham od A do Z, myślę sobie… jest dobrze! A jak włączam swoje pierwsze krążki, to myślę sobie, że… wiele rzeczy bym poprawiła.

W porównaniu do siebie dziś, byłaś…

Gdybyś zobaczyła moje niektóre zdjęcia z tamtego czasu z nadwagą, w grubych okularach (śmiech). Jestem dziewczynką z małej miejscowości pod Warszawą, Józefowa. Moi rodzice wychowywali mnie pod hippisowskim, ale jednak kloszem. U nas w domu nigdy nie było etosu ciuchów, dobrobytu, więc siłą rzeczy raczkowałam kiedy zaczynałam w tej branży – nie było wtedy stylistów! Miałam fajnego producenta Piotra Łukaszewskiego, ale ja sama nie wiedziałam do końca w jakim kierunku zmierzać. Wyprowadziłam się od rodziców do Warszawy na studia i… zobaczyłam wielki świat nocą! Odjechałam kompletnie. Pocieszam się, że gdyby nie było tamtej Patrycji, to by nie było tej mnie dziś. Ale absolutnie nie jestem dumna z wszystkiego, co robiłam.

 

Fot. Mariusz 'Misiek' Matkowski

 

Ta płyta jest „żywa” przez fajne zabiegi typu Twój śmiech, głos perkusisty krzyczącego, że się sypnął…

Poczułam, że na koncertach jest najfajniej, tam jest życie. Ludzie przychodzą do mnie i mówią: dlaczego tego czegoś nie ma u Ciebie na płytach? Głupia, anonimowa, internetowa krytyka mnie boli, natomiast jak ktoś, kto jest szczery mówi mi, że jest coś we mnie ciekawego, co się otwiera na koncertach, a na płytach jeszcze czegoś brakuje, to zaczynam się zastanawiać. Czyszczenie tracków nie spowoduje, że będę śpiewała jak Mariah Carey, bo nigdy tak nie zabrzmię, nie mam takiego wokalu, takich warunków. To na prawdę i energię chciałam postawić. Powiedziałam w studio: chłopaki, tylko nie czyścimy! Jak to? Tu nie czysto, tam nierówno, a ja na to, no i… tak grajmy! Oczywiście pojawiła się obawa, czy ci wierni fani się nie odwrócą, a nowi nie powiedzą: eee, Markowska – od dawna w tej szufladce popowej, już w ogóle nie chcemy jej słuchać. Pomyślałam: jak nie teraz, to nigdy! Mam nadzieję, że parę osób było zaskoczonych, że dotarło do tej płyty, to dla mnie ważne!

W „Piąte nie odchodź” napisałaś bardzo dobry tekst, z którego utkwiło mi zdanie: „Najpiękniejszą z wszystkich ról napiszę dziś dla ciebie ja”. Gdybyś mogła zagrać jakąś rolę, co byś dla siebie napisała jako scenarzystka?

Uderzyłaś w czuły punkt! Miałam propozycje zagrania w serialach, ale nie jestem zawodową aktorką, żeby wejść i tak na szybko odnaleźć się w scenie, a w serialu to wszystko dzieje się szybko. Widzę jak mój facet jedzie na plan i robi to z marszu. Ostatnio rozwalił mnie rolą niemego u Macieja Dudkiewicza w serialu „Na krawędzi”. Ale od zawsze interesowałam się kinem. Studiowałam dziennikarstwo o profilu filmowym. Zrobiłam pracę licencjacką oraz film dokumentalny na koniec studiów „Człowiek Perfectu”, pokazując zupełnie od kulis człowieka, który robi Perfectowi dużo rzeczy na scenie, ogarnia całą technikę. Jeśli miałabym zagrać w filmie to najchętniej niszowym, rolę na miarę tej Charlize Theron w filmie „Kobieta na skraju dojrzałości”. To piękne, życiowe kino minimalistyczne. Fajerwerków tam nie ma, ale coś jest takiego w tej kobiecie - jak ona gra, subtelnie pokazuje emocje, momentami jej nienawidzisz, a za chwilę współczujesz. Gdybym taką rolę mogła kiedyś zagrać, to byłabym przeszczęśliwa. Jest sporo takich ról kobiecych, które są mi bliskie np. role Winony Rider i Angeliny Jolie w „Przerwanej lekcji muzyki”, czy Scarlett Johansson w „Między słowami”. Lubię kino, którego akcja toczy się wolno i wszystko jest subtelne.

W utworze „Alter Ego” promującym album użyliście Rhodesa?

Postawiliśmy na klawisze rodem z Doorsów, fajnie, że ktoś to słyszy. Wojtek Horny tak pięknie dla mnie zagrał.

Oglądając po raz pierwszy bardzo odważny klip do tej piosenki, odruchowo pomyślałam o Diane Lane w „Niewiernej”. Jest jakaś scena erotyczna w kinie, która Cię naprawdę porusza? Zagrałabyś nago? Kto byłby wymarzonym partnerem?

Wiesz, widziałam ostatnio „Nimfomankę”. Bardzo cenię Larsa Von Triera, zawsze byłam oszołomiona jego filmami, ale tutaj miałam poczucie, że jesteśmy o krok za daleko. Może ja już patrzyłam na tę młodą dziewczynkę, która chodzi po pociągu i szuka wrażeń… jak matka? Ten film mnie walnął w twarz, jest tam kilka świetnych scen, zwłaszcza genialna z Umą Thurman. To dobry film, ale z wiekiem oczekuję od kina czegoś innego. Lubię jakąś poetykę, coś niedopowiedzianego, zawoalowanego. Natomiast „Niewierna” z Diane Lane, to jeden z moich ukochanych filmów. Uwielbiam tę aktorkę, jest przekobieca, wspaniała. Mogłabym zagrać nago, choć na pewno byłoby to bardzo trudne, ale mój facet mi tłumaczy, że wtedy cała ekipa wychodzi, zostaje się z reżyserem i operatorem. To jest banał co powiem – dla dobra scenariusza, dla dobra klipu, trzeba być odważnym. Ciało jest wtedy instrumentem, wywołuje emocje, jeśli jest po coś. Klip do „Alter Ego” reżyserowała Zuza Krajewska. Nawet przez moment nie pomyślałam, że czegoś nie zrobię, bo się wstydzę. Napisałam sama taki tekst, erotyczny. To musiało być w tym teledysku. Bardzo mi pomógł Przemek, mój partner z klipu, który jest zawodowcem, nie czułam się przy nim skrępowana. A kto miałby zagrać tę męską rolę główną obok mnie… ja na przykład jestem ostatnio zauroczona Maksem Cegielskim, naprawdę. Lubię mężczyzn inteligentnych. Kręci mnie dojrzała męskość, np. dużo bardziej wolę Brada Pitta teraz niż kiedyś. Szkoda, że Johnny Depp tak się zmienił. Wizerunek jest bardzo ważny. Jako młody aktor w „Co gryzie Gilberta Grape’a” bardzo mi się podobał.

 

fot. Zuza Krajewska & Bartek Wieczorek / Parlophone Music Poland

 

A propos Larsa Von Triera – filmy Dogmy z założenia miały nami, odbiorcami wstrząsnąć. Mnie podobnie zaskoczył trzeci numer na Twojej płycie „Góra, dół, czuwanie, sen” – wbrew żartobliwej, zabawowej formie, to świetny numer z życiowym przekazem.

Ten tekst napisała moja przyjaciółka Alicja Maliszewska, którą znam od czasów podstawówki. Bardzo utalentowana osoba. Rzadko kogoś proszę o teksty ale mam taką zasadę, że jak nie zjawia się super pomysł, jeśli mnie coś nie poniesie, to nie wymyślam nic na siłę. Tak było też z Jakubem Zaczkiem, który napisał tekst piosenki „Ocean”. Biorę przykład z mojego taty. On zawsze z ludźmi współpracował, słuchał ich i myślę, że dobrze na tym wychodził. Pokora wobec świata jest bardzo ważna. Takie utwory jak ten, czy „Ocean” znalazły się na tej płycie bo słuchaliśmy się wszyscy nawzajem.

Pada tutaj takie stwierdzenie: „wylicz winy, rozgrzesz się”. Z czego byś się rozgrzeszyła?


Dużo głupot robiłam. Teraz jak patrzę na to z perspektywy kobiety… Niczego nie żałuję oczywiście, bo to była moja droga, ale… Straciłam kilka miesięcy, które mogłabym poświęcić na coś innego, na mądre książki - dużo więcej teraz czytam. Tak będę starała się wychować mojego syna. Rock’n’roll musi w życiu być, trzeba popełnić kilka głupot, ale wszystko musi być w dobrych proporcjach, bo szkoda życia.

A ukradłaś coś kiedyś?

Nie, to jest mi zupełnie obce. Moja mama mi kiedyś powiedziała… O, przepraszam! Jak miałam trzy lata wyniosłam wielkiego kartofla ze sklepu, pamiętam to jak dziś. Pokazałam tego ziemniaka z wielką dumą w domu i moja mama z tatą zrobili mi taką pogadankę, że strasznie mi było wstyd. Do tego stopnia, że już nigdy w życiu nie zrobiłabym czegoś podobnego. Kradzież jest dla mnie czymś naprawdę słabym.

To dlatego zaangażowałaś się w kampanię Legalna Kultura i wzięłaś udział w spotach kinowych, a potem telewizyjnych? Byłaś jedną z pierwszych Artystek, które podjęły się wesprzeć tę akcję…

To jest bardzo trudny temat. Co innego jest wziąć kartofla ze sklepu, a co innego, kiedy ludzie buszują w Internecie. Ja to naprawdę rozumiem, że fajnie jest posłuchać muzyki, obejrzeć film, a czasem nie starcza kasy. Tylko myślę sobie, że z szacunku dla Artysty, powinno się czasem nad tym zastanowić. Taki bilet do kina kosztuje dwadzieścia kilka złotych, płyta trzydzieści kilka -… Moja najnowsza płyta „Alter ego”, to są dwa lata mojej pracy non stop! Również moich muzyków. To jest chleb dla naszych rodzin. Wszystko kuca, jeśli nie ma wyników sprzedaży, mamy gorsze klipy, bo mniejszy budżet, mniej kasy na nagrania, studio, na sesję, promocję. Powinniśmy się wspierać. Tak samo myślę o polskich filmach. Ostatnio poruszyły mnie totalnie „Mój rower” i „Dziewczyna z szafy”. Wyszłam z seansu i tak sobie myślę, ludzie – oglądajcie to w kinie, kupujcie DVD, tylko nie ściągajcie z netu! Zwłaszcza polska kultura powinna być potrójnie szanowana, bo nie mamy na to budżetów jak w USA i u nas sprzedaż każdej płyty, każdego nośnika się liczy. Dlatego Kampania Legalna Kultura jest dla mnie tak ważna, zawsze możecie na mnie liczyć. Szanujmy się nawzajem.

 fot. Marta Antczak

 

Napisałaś hipisowski protest song - „Dzień za dniem”, to numer, którego bym się po Tobie nie spodziewała…

Pisząc ten tekst, czułam, że dzieje się coś ważnego. Wywaliłam z serducha myśli, które były we mnie od dawna. Jako gówniara nie miałam się jak buntować. Moi rodzice byli bardziej zbuntowani niż ja. Czasami patrzyłam na nich z lekkim zdziwieniem przez te swoje okularki - denka od słoików. Teraz dopiero, mając trzydzieści cztery lata, wiem co mnie wkurza i wiem, czego pragnę. I w tej piosence udało mi się to wyrazić.

„Nim się zamienisz w żart”, to muzycznie świetny kawałek, znakomicie zaśpiewany! Narastające gitary, podbijające instrumenty perkusyjne, dzwony! – pełna synergia z przewrotnie napisanym erotykiem! „Znajdź, tylko mnie znajdź, zanim pójdę spać, chcę pocałować Ciebie tam, za 7 drzewem w China Town, przy świetle i na brzydkim tle, będę całować tam gdzie chcę, pod zakaz wjazdu i pod wiatr, nim się zamienisz w żart, chcę pocałować ciebie tam, na stacji paliw i we mgle, nieprzyzwoite tete a tete, pie***ę bon ton i bhp, będę całować tam gdzie chcę”.
Jesteś seksoholiczką?!;)


Nimfomanką – zapytaj, będzie bardziej na czasie? (śmiech) Miałam w życiu taki etap fascynacji seksem. Teraz bardziej kręci mnie obserwowanie świata mojego syna (śmiech). Tekst napisał dla mnie Rafał Sędek, mój gitarzysta, dobrze mnie zna. Czuję się czasami łobuziakiem, a dotychczas o każdym numerze myśleliśmy – może będzie singlem, to nie róbmy za mocnych gitar, nie wrzucajmy brzydkich słów itp. To jest myślenie bez sensu. Przy tej płycie postanowiliśmy nie myśleć o tym, co będzie grane. Stąd też takie teksty, po raz pierwszy odważniejsze. Może to jest trochę słabe, że tyle lat musiałam na to czekać, ale z drugiej strony, to była jakaś droga. Nie oglądam się wstecz, patrzę przed siebie.

„Nanana (wszystko gra)” – tutaj jest kilka wątków. Motyw, który nucisz od razu skojarzył mi się z kultową muzyką w filmie „Kobieta i mężczyzna” Claude’a Leloucha, użyłaś tego zabiegu świadomie, by jeszcze bardziej podbić przekaz tekstu? Jaki film o rozstaniu, niespełnieniu naprawdę Cię poruszył?

Totalnie powaliła mnie „Pestka” wyreżyserowana przez Krystynę Jandę. Dostałam między oczy. Nie będę opowiadać, bo może ktoś go jeszcze nie widział - polecam. Od tamtej pory wiedziałam, że kiedyś będę chciała zaśpiewać piosenkę z tego filmu „Miłość” i zaśpiewałam, zaproszona do Krakowa na koncert Marka Grechuty. Fajnie jest sobie coś wymarzyć, co się potem sprawdza. A drugi film, to „Książe przypływów” – bardzo poruszające kino ze świetnymi rolami Barbry Streisand i Nicka Nolte. Mnóstwo jest takich filmów. Piosenkę „Nanana” napisałam na totalnym dole, nie tylko zresztą moim dole, bo to kompozycja Sebastiana Piekarka, który stworzył ją po śmierci ojca. Tak się złożyło. Pojechaliśmy do Jurka Runowskiego, który wymyślił ten motyw „nanana” i już wiedziałam, że ta część w tym utworze musi być. Bez wielkich refrenów. Nastrój został.

 

 
fot. Martyna Siążnik

 

To mogłaby być piosenka o… ojcu! Widziałaś już „Ratując Pana Banksa”?

Nie, jeszcze nie. Ale mam gęsią skórkę! Jak powiem o tym Sebastianowi… No to muszę zobaczyć ten film!

„Brak”, to chyba Twój pierwszy tekst o społeczno-socjologicznym zabarwieniu…

Powtórzę się, ale naprawdę dopiero teraz zaczynam się buntować. W dzisiejszym świecie nie mamy oczywiście o co walczyć tak wprost, jak pokolenie mojego Taty, które walczyło z komuną, z tym co się w wokół działo, z cenzurą. Oni mieli lepsze powody do pisania takich piosenek. Ale mnie też dotyka wiele rzeczy na co dzień. Ja też mam do czynienia z kredytami, z pogonią za czasem, z aferami na portalach plotkarskich, z pogonią za sensacją. Rzadko rozmawia się o sztuce, muzyce, właściwie nie ma takich rozmów jak ta dla Legalnej Kultury – promuję tę płytę od pół roku, a to dopiero pierwszy taki wywiad, gdzie powoli możemy się w te wszystkie sprawy zagłębić. Nie ma czasu na nic. I ta piosenka „Brak” jest o tym, co mnie totalnie wkurza.

Lubisz kino społeczno-polityczne, thrillery, dokumenty, pamiętasz taki, który był ważny?

„W imię ojca” z Danielem Day-Lewisem! Generalnie stronię od polityki. Moja mama mnie zawsze za to karci i mówi mi, że to wstyd pewnych rzeczy nie wiedzieć, ale jestem czasami tak przerażona jak włączam TVN24, czy inną stację informacyjną, że czuję się później rozwalona i zmęczona, więc staram się nie siedzieć w tym tak mocno, żeby się nie denerwować. Natomiast uważam, że są rzeczy, które powinno się wiedzieć i filmy, które powinno się obejrzeć.

„Ocean” to jedyna ballada na „Alter ego”…

Pamiętam jak ten numer powstawał, a że spotykam się często z zarzutem: jak to może być mój singiel promocyjny, skoro wcześniej znalazł się na płycie IRY, to mogę to teraz legalnie, kulturalnie wyjaśnić. Słuchałam Jeffa Buckleya i byłam nim totalnie zafascynowana. Puściłam jego kawałki Sebie (gitarzyście), prosząc o połączenie czegoś z bluesami w tym klimacie, przełamanie, popróbowanie. Tak powstał „Ocean”. Często zapraszam na koncerty Artura Gadowskiego, razem wykonujemy „Nadzieję” IRY. Wcześniej spotykaliśmy się z Arturem na różnych koncertach, w trasie i kiedyś obiecaliśmy sobie, że musimy zrobić nasz duet. Od razu o nim pomyślałam. Jego wokal, barwa, jego charyzma, bardzo do tego numeru pasowała. Artur zgodził się i jak zaśpiewał… czasami pewne rzeczy dzieją się przez przypadek, to nie był numer robiony pod duet… ale jak się zadzieją, to wszystko staje się jasne. To był ten song, wszystko się zgodziło. Nasz manager zapytał, czy ten numer może się znaleźć też na płycie IRY, która wychodziła chwilę przed premierą mojego albumu. I ja oczywiście się zgodziłam. Zapraszam wszystkich do obejrzenia teledysku, bo z Jackiem Szymańskim, reżyserem klipu, mamy tak podobną estetykę obrazu, że udało nam się zrobić historię z tajemnicą. Chodziło nam trochę o takie niedopowiedzenie jak w „Między słowami” – nie wiemy, co on jej szepcze na końcu. Bardzo się cieszę, że ten klip powstał, obejrzyjcie, zapraszam.

 

 

Miałam dokładnie takie skojarzenie – „Między słowami”, ale też z „28 pokojami hotelowymi”. A propos niedopowiedzeń, następny utwór na płycie to „Wielokropek”…

Dużo jest tu zawartych moich trudnych przeżyć, ale mam nadzieję, że płyta jest przez to wiarygodna. Na jakości klipów też mi zależało. Ten do „Wielokropka” powstał uwaga! - w Las Vegas. A tekst… każdy z nas kogoś w życiu stracił, niezwykle trudno się zmierzyć ze stratą bliskiej osoby. Zostawiam interpretację tej piosenki każdemu z osobna. Kiedy napisałam „Świat się pomylił”, dostałam mnóstwo maili. Każdy odbierał tę piosenkę na swój sposób. Mi w pamięci utkwił mail od kobiety, która napisała… straciłam syna, chcę użyć tej piosenki na bloga. Ktoś stracił przyjaciela, ktoś ukochaną osobę. Mi też się taka strata przytrafiła, o tym jest ten utwór.

„Nie będzie wiosny”, to ewidentny hołd złożony muzyce i brzmieniu lat 60./70.

Doorsom! To jest hołd, stąd cytat i klimat. Roboczo ten song nazywał się „Doorsowy”. Mieliśmy już nie wracać do studia, cały dzień nagrywaliśmy demówki, ale jakoś tak wyszło, że wróciliśmy ok 23:00 i zrobił się fajny klimat. 11 minut tak graliśmy i praktycznie ten utwór wszedł na płytę 1:1. Chcieliśmy zarejestrować taką totalną bliskość zespołu w studio. Dziwię się teraz, jak mogłam nie chcieć mieć wcześniej takich numerów na płytach, nawet 11-minutowych! Ale do tego też trzeba dojrzeć. Napisałam tekst o Morrisonie, ale Rafał napisał lepszy. Nie tak wprost. Bardzo się cieszę, że została jego wersja.

„Nie chcę wiedzieć nic”, to w dalszym ciągu klasyka, tyle, że wcześniejsza, bo ta piosenka ewidentnie kojarzy mi się z „Hey Jude” Beatlesów!

A to ciekawe, bo to jest numer Marcina Spennera, którego zobaczyłam w „X-Factor” śpiewającego „Song for You” Raya Charlesa i totalnie się wzruszyłam. Co za chłopak, jaki wokal! Miesiąc później Marcin zaprosił mnie, żebym się o nim wypowiedziała. Zbieg okoliczności! To ja go zaprosiłam do duetu, a on mi wysłał ten numer i powiem szczerze - nie mieliśmy napinki na nic. Przyjechał młody skromny człowiek do studia i pamiętam tylko, że odbyliśmy długą rozmowę, bo on szykował się do płyty coverowej, a ja byłam strasznie temu przeciwna. Naprawdę trzymam kciuki za tych młodych ludzi, którzy często mają w sobie niezwykłą wrażliwość, piękne wokale, a rozbijają się o repertuar. Marcin już wtedy miał gotową płytę, takich piosenek jak ta, co najmniej z pięć. Ale i podpisany kontrakt. Cieszę się, że poruszyłyśmy ten temat, bo jestem po „The Voice of Poland” i myślę, że śpiewanie coverów może być dobre na chwilę. Kora powiedziała kiedyś: nie masz głosu jak Adele, czy Aretha Franklin, to musisz mieć swój repertuar, który powali ludzi! I to jest bardzo mądre zdanie, powinno się wypowiadać własne myśli, przekazywać własne emocje i tworzyć własną muzykę. Ludzie pójdą za prawdą.

 fot. Mariusz 'Misiek' Matkowski

 

Ostatnie pytanie, nawiążemy do pokolenia Kory, o której wspomniałaś i Twojego Taty, ale też do Twojego alter ego – jak myślisz, kim będzie Patrycja Markowska w wieku swojego Taty teraz…

Marzę o tym, żeby moje życie muzyczne dalej się rozwijało. Najgorszą rzeczą byłoby dla mnie, gdybym się wypaliła. Jak patrzę na mojego ojca dzisiaj – a rozmawiamy w radiowej Trójce, gdzie za chwilę wyjdę z Nim na scenę i zaśpiewam „Trzeba żyć”, zachęcam wszystkich do posłuchania tego utworu, to kompozycja mojego Taty z płyty „XXX” czyli trzydzieści – to jestem z Niego dumna. On czasem mówi: córeczko, co ja tam komponuję, daj spokój. Ta skromność, pokora, szacunek – imponują mi. Chciałabym, żeby coraz mniej głupot mnie obchodziło i żebym za tym zakrętem, który wzięłam bez hamowania nagrywając „Alter ego”, wyjechała na własny szlak. Nie wyobrażam sobie życia bez muzyki i bez kina. Czasami mam wrażenie, że jestem lepszym człowiekiem po przesłuchaniu interesującej, oryginalnej płyty, czy obejrzeniu dobrego filmu. Pamiętam, że pierwszy raz miałam takie uczucie po obejrzeniu „Lotu nad kukułczym gniazdem”. Od razu zmienia się perspektywa. Życiu trzeba nadać jakiś sens.

Rozmawiała: Anita Banita Bartosik

 

Więcej utworów z płyty "Alter ego":

Wielokropek :: Alter ego :: Dzień za dniem


Foto lead: Bartek Mazurczak

© Wszelkie prawa zastrzeżone. Na podstawie art. 25 ust. 1 pkt 1 lit. b ustawy z dnia 4 lutego 1994 roku o prawie autorskim i prawach pokrewnych (t.j. Dz.U. 2006.90.631 ze zm.) Fundacja Legalna Kultura w Warszawie wyraźnie zastrzega, że dalsze rozpowszechnianie artykułów zamieszczonych na portalu bez zgody Fundacji jest zabronione.




Publikacja powstała w ramach
Społecznej kampanii edukacyjnej Legalna Kultura




Spodobał Ci się nasz artykuł? Podziel się nim ze znajomymi 👍


Do góry!