Rozmowy
O pracy twórczej, rzemiośle i artystycznych zmaganiach. O rozterkach w kulturze i jej losach w sieci, rozmawiamy z twórcami kultury.
Korepetycje ze świadomości

CZYTELNIA KULTURALNA

/ Rozmowy

Korepetycje ze świadomości

Korepetycje ze świadomości

22.12.16

Dlaczego już w życiu nie biega, ale spokojnie spaceruje. Czemu pozbyła się raz na zawsze potrzeby bycia idealną i dała sobie przyzwolenie na popełnianie błędów. O wielkich słowach: uczciwość, sprawiedliwość, szacunek. A przede wszystkim o tym, po co została ambasadorką Legalnej Kultury opowiada Anna Dereszowska.


Gdy robiłam wywiad z Kazikiem Staszewskim, zapytałam go o to, kto to jest piękna kobieta… Odpowiedział Anna Dereszyńska. Co Ty na to?

A może… myślał o kimś innym? (śmiech). Bardzo lubię i cenię Kazika. Schlebia mi to co powiedział, ale uroda nie jest najważniejsza. Mnie najbardziej podnieca umysł, intelekt, sposób na myślenie, zarówno u mężczyzn, jak i u kobiet, które szanuję również za to w jaki sposób podchodzą do życia i jakie mają priorytety.

A Ty, jako ambasadorka Legalnej Kultury co uważasz za priorytety?

To są proste zasady wobec innych: zwykła uczciwość, elementarny szacunek, prosta sprawiedliwość. Mówiąc to teraz, mam świadomość, że wszyscy jesteśmy tylko ludźmi i każdy z nas popełnia błędy, ale rzecz w tym żeby się uczyć. Dobrze pamiętam czasy, kiedy pełne piractwa giełdy komputerowe były zjawiskiem powszechnym i to się nam wtedy, w tych naszych polskich latach 90. wydawało absolutnie normalne, gdy tymczasem wszyscy nieświadomie wkręcaliśmy się w jakiś nielegalny system. Taki projekt jak Legalna Kultura jest więc dla mnie przede wszystkim jak korepetycje ze świadomości, ponieważ pierwsza lampka zapaliła mi się w głowie już parę ładnych temu, kiedy zobaczyłam pewną telewizyjną kampanię społeczną, w której spocie jakaś dziewczyna ściąga link w Internecie, a tuż po tym pojawia się drugi obrazek, gdy ktoś kradnie coś w sklepie. Obydwa obrazki pokazywały jednak jedno i to samo – najzwyczajniejszą w świecie kradzież. Kiedy więc pojawiła się możliwość współpracy z Legalną Kulturą, nie zastanawiałam się ani przez sekundę. I cieszę się, ponieważ wszystkie jej działania bardzo mnie rozwijają, jak choćby jeden z ostatnich paneli dyskusyjnych na temat tego jak dzisiaj wygląda walka o legalną kulturę w Niemczech czy Hiszpanii, przy okazji konferencji zorganizowanej w ramach Europejskiej Nagrody Filmowej we Wrocławiu. Podekscytowana wszystkim co usłyszałam wróciłam do domu i dalej już sama penetrowałam temat tego w jaki sposób to nasze polskie postrzeganie kultury kształtuje się na tle innych.


Spektakl "Wujaszek Wania", fot. Teatr 6 piętro

Jak?

Ciągle słabo, niestety.

Czego to jest Twoim zdaniem wynik?

Myślę, że ludzie zbyt mało jeszcze rozumieją, dlaczego mają kupić płytę czy film, skoro mogą ściągnąć wszystko z Internetu – to chyba właśnie jest banalny początek takiego złego myślenia. I to jest właśnie misja Legalnej Kultury: uświadamiać jaka jest między tymi działaniami różnica. Bo każdy z nas powinien wiedzieć, tak najkrócej rzecz ujmując, że jeżeli obrotu pieniądza w kulturze nie będzie, to po prostu w konsekwencji kiedyś nie będzie kultury, ponieważ w większości przypadków dotacje są małe, albo wręcz ich brakuje, jak na przykład, co obserwuję, na Teatr 6. Piętro czy Polonia czy wiele dobrych filmów, które mogą umilić czas albo nauczyć nas czegoś o historii… Tego po prostu może za chwilę nie być, jeśli nasz wkład w kulturę będzie zerowy, przez to, że nie pójdziemy do kina albo nie kupimy płyty w sklepie, jeśli w realny i uczciwy sposób w tej całej kulturze nie zauczestniczymy. Na konferencji, którą wspomniałam padło takie porównanie do sklepu, w którym kupujemy jajka. Nie musimy permanentnie śledzić czym trzeba karmić kurę, żeby te jajka zniosła oraz jak transportować jajka, by nie potłukły się w drodze na sklepową półkę, na którą po nie sięgniemy, żeby je kupić, skonsumować i móc wrócić po nie znowu, kiedy okażą się nam potrzebne. To naprawdę nie musi nam codziennie zajmować głowy, ale dobrze żebyśmy wiedzieli o istnieniu takiego układu pokarmowego, w którym jeden jego odcinek wynika z drugiego. Tak samo właśnie jest ze sztuką i kulturą. To samo dotyczy artysty i widza. Dobrze jest po prostu mieć świadomość, że jeżeli nie zapłacimy za bilet do kina, to producenta może nie być stać na zrobienie kolejnego filmu.


Z archiwum prywatnego, fot. Daniel Duniak

Znam ludzi, np. w małych miasteczkach i wiem, że nie mają takich refleksji...

Tak, tu w Warszawie częściej się o tym dyskutuje, a tam nawet nikt czasem nie zdaje sobie sprawy, że w ogóle jest jakiś temat. Dlatego podoba mi się ogólnopolska akcja Legalnej Kultury „Otwarte Drzwi Do Kultury”- skierowana nie tylko do młodzieży, ale również bezpośrednio do nauczycieli, bo jeśli oni czegoś nie wiedzą, to skąd mają wiedzieć ich uczniowie? „Otwarte Drzwi Do Kultury” uświadamiają tzw. gronu pedagogicznemu, że nie wszystkie źródła internetowe są legalne, a skoro szkoły już się o tym dowiedzą, to informacja pójdzie dalej, do ich podopiecznych z jasnym przekazem, że Internet to nie jest otwarta, wielka, nieograniczona przestrzeń, z której możemy ściągać za darmo co tylko chcemy…

Myślę, że bardzo trudno w tej przestrzeni o ustalenie jakichkolwiek zasad, instrukcji obsługi, a tym bardziej norm prawnych. Bywamy tam bezkarni, nie sądzisz?

Tak i to jest bardzo frustrujące, tym bardziej, że galopująca cyfryzacja nagminnie wyprzedza powstające wciąż na nowo prawo, próbujące sprostać temu całemu galopowi. Dlatego tak ważna jest nasza powszechna świadomość, dostęp do wiadomości, praca u podstaw, w tym informowanie i dowiadywanie się o dostępnych legalnych źródłach internetowych, z których każdy z nas może skorzystać za darmo albo tanio, a których lista widnieje na przykład na stronie Legalnej Kultury. Naprawdę warto się w tym momencie zastanowić czy lepiej płacić komuś, kto legalnie pobudza kulturę do życia i robi to także dla nas, czy korzystać z nielegalnych portali i tym prostym sposobem robić zrzutkę na nieustające wakacje ich właścicieli, którzy leżąc do góry brzuchem na Antypodach nie dorzucają do skarbonki z napisem „kultura” ani grosza. Dowiedziałam się ostatnio na przykład, że te miliony euro, które wędrują na konta pirackich brzuchaczy, są równe rocznemu budżetowi całego Ministerstwa Kultury. Czy naprawdę warto więc wspierać brzuchaczy?

A jak rozmawiać o tym wszystkim z dziećmi?

Krok po kroku. Jeśli moja ośmioletnia Lenka pyta:„Mamo, ale możemy to sobie ściągnąć z Internetu?” – to ja widząc, że to pewnie jakiś pirat, odpowiadam: „Lenusiu, właśnie o to chodzi, że możemy sobie to ściągnąć, ale jeśli będziemy tak robić, to następnego filmu możemy nie obejrzeć, bo producent nie będzie miał już pieniędzy, by go zrobić, dlatego, że za ten, który chcesz teraz ściągnąć nikt, w tym ty, mu nie zapłaci”. „Aha, no to ja bym chciała zobaczyć ten jego następny film”- odpowiada Lenka po krótkim namyśle. A jeszcze lepiej to do niej przemówiło, kiedy sama poszła nagrywać dubbing i dostała za swoją pracę honorarium. Wtedy powiedziałam jej: „widzisz, gdyby nie to, że chodzimy do kina, kupujemy filmy na Blue-Rayu i DVD, albo ściągamy z netu, ale legalnie, to nie wzięłabyś udziału w tym dubbingu, nie zarobiłabyś sobie kieszonkowego, w ogóle by Cię tu nie było, bo ten film wcale by nie powstał”.


Ubranko Otulanko by Anna Dereszowska, fot. Daniel Duniak i Grzegorz Korzeniowski.

Ale poza tym wszystkim, poza logiką i prawem, istnieje jeszcze coś takiego jak zwykła przyzwoitość i potrzeba być fair. Myślisz, że Polska jest na to gotowa?

To jest niestety w naszym przypadku trudne, ponieważ jesteśmy narodem przyzwyczajonym do tego, że trzeba kombinować. Takie piętno wywarł na nas specyficzny ustrój, w którym żyliśmy jeszcze trzy dekady temu – jeśli chcesz jednego schabowego więcej, musisz jakoś to mięso spod lady załatwić, bo innej drogi nie ma. Paszport, wiza, mandarynki na święta, banany – całe lata musieliśmy to w Polsce jakoś sobie załatwiać i wciąż naginać tę rzeczywistość, więc nie dziwmy się sobie aż tak bardzo, że tak trudno jest nam raptem zmienić własną mentalność. Ale ja wierzę w tę zmianę, tym bardziej, że Legalna Kultura nie stosuje systemu zbrodni i kary, ale pozytywne wzmacnianie i to działa! „Otwarte Drzwi Do Kultury” czy spoty „W czerni kina” to są historie, które nie opowiadają o tym jaki jesteś zły, tylko o tym jaki możesz być dobry, i jakie to jest fajne być fair w stosunku do innych. Taka pozytywna motywacja, w moim odczuciu, lepiej do ludzi przemawia i bardziej w nich zapada. Wiem, że jestem optymistką z natury, ale w tym przypadku naprawdę czuję, że idzie ku dobremu, że jeśli przypominasz człowiekowi, że jest dobry, to on chce właśnie taki się stać.

Zachęcasz, agitujesz i świecisz przykładem, nie tylko jeśli chodzi o Legalną Kulturę. Bierzesz też udział w różnych akcjach charytatywnych.

Staram się, choć próśb o wsparcie różnego rodzaju akcji, fundacji i osób prywatnych jest tyle, że nie jestem w stanie pomóc wszystkim. Jest więc kilka miejsc, w które jestem zaangażowana, ale za to całą sobą. Gdy któregoś razu pojechałam do Wiosek Dziecięcych nie byłam już w stanie pozwolić sobie na obojętność wobec tego miejsca. Potrzeba miłości, opieki, dobra i domu, którą tam zobaczyłam głęboko mnie dotknęła. SOS Wioski Dziecięce to wyjątkowe miejsce, poświęcone wyjątkowym dzieciom. Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy działa na mnie od lat, a tym, którzy mają wobec niej jakiekolwiek wątpliwości polecam wizytę na którymś ze szpitalnych oddziałów dziecięcych i przekonanie się, ile stoi tam sprzętu od Jurka Owsiaka. A potem wzięcie udziału w zbiórce, bo to jest, poza wszystkim, coś ekstremalnie wzruszającego, że jednak jest w nas tyle dobra… Jest jeszcze organizacja Kwiat Kobiecości, której blisko jestem, bo moja mama zmarła na raka jajnika, kiedy miałam dziewięć lat. Z różnych stron i powodów wiem zatem jakie to ważne regularnie się badać i zachęcam do tego kobiety. Jest w życiu dużo do zrobienia, wiesz?


Spektakl "Czechow żartuje!", fot. Teatr 6 piętro

A kiedy Ty żyjesz tak po prostu? Bo poza tym o czym rozmawiamy, grasz w filmach, robisz dubbing, masz spektakle w kilku teatrach równolegle…

A wiesz, że zdarzyło mi się równocześnie? (śmiech). Raz z racji totalnego pośpiechu przytrafiło mi się potworne doświadczenie, kiedy to jednego dnia miałam dwa spektakle i nagle okazało się, że jeden nakłada się na drugi… To było straszne! Na szczęście dyrektor Teatru Komedia, przesunął sztukę o pół godziny, tak, żebym mogła tuż po niej zdążyć na kolejny spektakl.... Ale chwilę grozy przeżyłam, uwierz (śmiech).

Ponawiam więc pytanie, uwierz. Kiedy żyjesz, tak po prostu sobie żyjesz?

Często mówię, że rodzina jest moim priorytetem, a potem zaczynam opowiadać i… praca, praca, praca. Tak, pracuję dużo, ale w gruncie rzeczy najwięcej satysfakcji sprawiają mi chwile, które spędzam z rodziną na różne sposoby, bo bywa też na przykład, że zabieram Lenkę z sobą do teatru. A ostatnio mieliśmy wspaniały wspólny przyspieszony weekend świąteczny, ponieważ na same święta akurat nas w tym roku w Warszawie nie ma. Zjechała się cała rodzina, a czas minął mi na obserwowaniu tego, jak dzieciaki się bawią, jaką mają przyjemność z leżenia do góry brzuchem na dywanie w salonie i bycia gilgotanymi albo wyjadania okruszków spod stołu, myśląc, że nikt tego nie widzi… Obserwowanie takich codziennych, drobnych rzeczy sprawia mi największą w życiu radość.

A z drugiej strony wciąż Cię gna…

Gna, ale gdy wracam do domu pełna satysfakcji, którą daje mi spotkanie z publicznością, praca na planie i fajni ludzie, jestem tak pozytywnie nakręcona, że moje dzieci widzą tylko uśmiechniętą mamę. Ostatnio moja przyjaciółka poradziła mi - bo miałam wątpliwość jaką jestem tak naprawdę mamą - żebym sobie rozrysowała na papierze ile czasu spędzam z dziećmi i w jaki sposób ten czas mija. Zrobiłam to i okazało się, że w gruncie rzeczy jest przyzwoicie, bo ten czas jednak jest, a gdy już jest to ja nie siedzę przy komputerze z pałętającymi się między nogami dziećmi, które usiłuję od siebie odpędzić, ale rzeczywiście jest w tych naszych spotkaniach jakaś jakość. I tak jest ok. Warto też przy tym pamiętać, że nie musimy być aż tacy idealni, bo ideały nie istnieją, choćbyśmy nie wiem jak w nie wierzyli, jak ja kiedyś.


Europejska Konferencja Filmowa, fot. Jakub Żarkowski

Tę pokusę bycia idealnymi akurat troszkę nam chyba wmówiono.

Ja sama tak sobie i innym wmawiałam! Gdy czytam swoje stare wywiady, w których głosiłam herezje na temat tego, że idealne życie to kwestia idealnej organizacji, to robi mi się słabo (śmiech). Gówno prawda. W pewnym momencie nagle widzisz, że dziś znowu wszystko zrobiłaś, ale wszystko w pośpiechu, w totalnym biegu i finalnie bez jakiejkolwiek głębszej przyjemności. A ja jestem przecież taką hedonistką! Lubię czerpać radość z życia, smakować je, bawić się na całego z dziećmi, pójść z przyjaciółmi do knajpy, obejrzeć dobry film, ale to nie tak, że muszę zrobić to wszystko według idealnego planu w jeden dzień. Naprawdę! Doskonale pamiętam tamten „idealny” czas, kiedy idę do kina, wychodzę z niego i już nawet nie pamiętam co przed chwilą oglądałam, bo w głowie mam, ja idealna, kolejne rzeczy do zrobienia. Trzeba przecież odwieźć dziecko, a w samochodzie warto z nim porozmawiać, więc rozmawiam, ale o czym? Nie wiem, bo myślami jadę już do teatru na próbę... Kurtyna. Wszystko niby odhaczone, jestem więc tą cholerną idealną matką, bo przecież z dzieckiem pogadałam, przyjaciółką – bo kogoś wsparłam, artystką – bo zagrałam, kochanką, bo seks przecież był, gospodynią domową, bo ugotowałam, ale gdzie ja wtedy byłam? Mnie tak naprawdę nie było nigdzie, ponieważ za szybko biegłam. A, gdy już dobiegłam, to nic nie szkodzi, bo moje myśli i tak biegły dalej…, nawet kiedy miałam dzień wolny i nic nie musiałam, też biegłam. To był prawdziwy koszmar, tak myślę o tym wszystkim dzisiaj. Od paru lat więc staram się jednak zatrzymać, popatrzeć, zamyślić, głębiej wczuć we wszystko co się z moim udziałem dzieje. I nie rzucać się już na to wszystko naraz, zupełnie tak jakby nie było jutra.

Ktoś powiedział mi, że obecnie, w tym nawale bodźców, pokus, wzorów do naśladowania, największą sztuką jest sztuka selekcji.

I coś w tym jest. W moim przypadku pierwszym krokiem było zastanowienie się czego nie lubię i nie chcę. A potem eliminacja tego, co mi nie służy i umiejętność bycia w tym asertywnym, co akurat dla mnie było chyba najtrudniejsze, bo, jak większość polskich kobiet, zostałam wychowana wg wzorca, że trzeba być grzecznym i usłużnym. I kropka. Dziś coraz częściej dociera do mnie, że niby dlaczego mam się wszystkim podobać? Czemu każdy ma mnie lubić? Jakim właściwie prawem tak ma być? Żadnym, bo to nie tak! Bo to nawet jest trochę głupie… Nie da się przecież zadowolić wszystkich, więc od pewnego czasu staram się stawiać na siebie i moich najbliższych. I wykazywać się w tym asertywnością.


Hotele marzeń - Maroko, fot. Małgorzata Łupina / TVN Style

Z naciskiem na „staram”?

Jeśli na szali stoi dobro mojej rodziny, to na pewno stać mnie na pełną asertywność i potrafię postawić kropkę nad i. Ale jeśli chodzi o mnie, to bywa, że jeszcze się w tym plączę… mimo, że intuicja szepce mi „powinnaś odmówić”, przyzwyczajenie do starych schematów często podpowiada „jakoś to będzie”. I jeśli wchodzę w coś czego nie czuję, zawsze, naprawdę zawsze są z tego kłopoty. Ale… ok, daję sobie prawo do tego, żeby popełniać błędy i się na nich dalej uczyć. I mimo, że czas płynie, a ja nie staję się ani młodsza ani ładniejsza, to czuję się w swojej skórze lepiej niż kiedyś. Myślę wręcz o jodze, wyobraź to sobie (śmiech). Po tych moich rajdach samochodowych, bieganiu, konnej jeździe, spadochron dziś myślę o spokojnej formie aktywności, takiej, która mnie totalnie zatrzyma. I o otaczaniu się tylko ludźmi z dobrą energią. Stąd również właśnie moje pojawienie się w Legalnej Kulturze, gdzie wszyscy są nastawieni optymistycznie i mobilizująco, a to z kolei sprawia, że mamy szansę się nawzajem inspirować. Jestem pod wrażeniem wszystkich działań, jakie mają tam miejsce, bardzo podoba mi się też na przykład idea crowdfundingu czyli społecznego finansowania, bo to się idealnie wpisuje nie tylko w ideę Legalnej Kultury, ale też w moje własne myślenie o świecie, i o czym już wspomniałam – o tej wędrującej dobrej energii, którą można się nawzajem obdarowywać, która wędruje z legalnego źródła do widza czy słuchacza, tak na czysto, fair. Dzięki temu nie tylko powstaje sztuka, ale też buduje się jakiś rodzaj wspólnoty pomiędzy twórcą, a odbiorcą. I poczucie, że wszyscy robimy to razem, bo każdy z nas dokłada kawałek siebie do tego, żeby kultura nie tylko przetrwała, ale też trwała. W taki sposób powstaje na przykład „Ożenek” w Teatrze 6.Piętro, który już wkrótce będzie można zobaczyć.

Będzie Cię można także zobaczyć niebawem w komedii „Porady na zdrady”. Podasz mi choć jedną poradę na zdradę?

To ciężki temat… nie wiem. Zdrada to na pewno nic miłego, nawet w komedii romantycznej okazuje się, że jest to dosyć przykre doświadczenie, dla wszystkich, którzy mają z nią do czynienia. Nawet główne bohaterki, które sobie wymyślają, że będą demaskowały zdradzających mężczyzn, nie czują się w pewnej chwili zbyt dobrze, powiem więcej – są po prostu megasfrustrowane… Więcej opowiedzieć nie mogę, powiem tylko, że tak jak w przypadku Legalnej Kultury, ogólny przekaz nie ma na celu piętnowania ludzkich słabości i ułomności, ale wręcz przeciwnie - ma być bardzo na plus i do przodu, ponieważ celem jest zainicjowanie pozytywnej motywacji i zasianie dobrych uczuć, w tym miłości.


"Porady na zdrady", fot. Magda Rzymanek

Parę lat temu, gdy rozmawiałyśmy użyłaś określenia rajdowców i powiedziałaś o miłości coś takiego: „skręcam w prawo, pod pachą 90 stopni”. Dziś też tak patrzysz na miłość?

Zdecydowanie tak, ale nie jestem już tak łapczywie pospieszna. Po pierwsze dlatego, że ja te piękne chwile już mam, na co dzień, blisko siebie i w sobie, bliziuteńko, na wyciągnięcie ręki, niczego nie musząc szukać ani się rozglądać. A po drugie dlatego, że, tak jak już wspomniałam, ja już jestem dziś trochę inną, spokojniejszą, a więc i dużo szczęśliwszą…, niech będzie- Anną Dereszyńską (śmiech), z gorącym pozdrowieniem dla Kazika. I w tym wszystkim staram się po prostu żyć uczciwie, na legalu wedle zasady nie rób drugiemu, co tobie nie miłe. I widzisz, dlatego też właśnie się w tę Legalną Kulturę zaangażowałam, bo te wszystkie przymioty, jakie oni reprezentują: uczciwość, sprawiedliwość, przyzwoitość to są rzeczy, do których staram się w życiu aspirować.

Rozmawiała:  Hanna Halek-Vildkatt
Fot. Daniel Duniak

Redakcja i edycja: Rafał Pawłowski




Publikacja powstała w ramach
Społecznej kampanii edukacyjnej Legalna Kultura




Spodobał Ci się nasz artykuł? Podziel się nim ze znajomymi 👍


Do góry!