Rozmowy
O pracy twórczej, rzemiośle i artystycznych zmaganiach. O rozterkach w kulturze i jej losach w sieci, rozmawiamy z twórcami kultury.
Górale nie udają

CZYTELNIA KULTURALNA

/ Rozmowy

Górale nie udają

Górale nie udają

19.09.13

Gdy zaczynali, w ich wersję muzyki góralskiej nie uwierzyła żadna wytwórnia płytowa. Nagrali po swojemu i wydali samodzielnie. 15 lat i kilka płyt później są jednym z najpopularniejszych krajowych zespołów. Z Pawłem i Łukaszem Golec, założycielami Golec uOrkiestra, rozmawiamy o wartości tradycji i potrzebie nauczenia Polaków szacunku nie tylko do muzyki ludowej, ale do kultury w ogóle.


Są w waszym życiu okresy bez muzyki?

Paweł: Kiedy śpimy. Chociaż czasem śnią nam się koncerty i festiwale. Większa część naszego życia jest jednak związana z muzyką. Począwszy od szkoły podstawowej aż po studia muzyczne. Muzyka jest wokół nas i w nas.

Łukasz: Generalnie wszystko kręci się w naszym życiu wokół muzyki. Zawładnęła nami na płaszczyźnie zawodowej i prywatnej. Nawet kiedy wyjeżdżamy z żoną na urlop, ja zabieram trąbkę, a ona skrzypce i w wolnych chwilach trenujemy. Granie na instrumencie dętym jest jak sport – wiadomo, co się wydarzy, jeżeli chociaż na moment odpuścisz. Urlopy mamy organizowane pomiędzy koncertami, więc nie da się nie ćwiczyć, bo odstawienie instrumentu skończyłoby się klapą na koncercie. Poza tym lubimy muzykować – komponować, grać.

Paweł: Instrumenty dęte mają to do siebie, że jeżeli wrócisz do gry po dłuższej przerwie, możesz sobie zrobić krzywdę. Nie mówię tylko o zakwasach, a o poważnych kontuzjach jak naderwanie mięśni. Tak jak z bieganiem – jeżeli przerwiesz regularne bieganie, to nie możesz potem od razu przebiec długiego dystansu. Podstawą jest ciągłość w ćwiczeniu.

A kto was tak od małego pchał do muzyki?

Łukasz: Chyba nikt nas nie musiał specjalnie pchać. Od dziecka mieliśmy pociąg do śpiewania. Ze szkołą z kolei było tak, że jak już zaczęliśmy to wiedzieliśmy, że po prostu warto tam być.

Paweł: W regionie, z którego pochodzimy, nie ma za dużego wyboru. Można pracować w rolnictwie, górnictwie, na kolei i w budowlance. W naszym bliskim otoczeniu, wśród kolegów, nie było profesjonalnych muzyków. Nasz starszy brat Rafał zaprowadził nas do szkoły muzycznej i to on oznajmił rodzicom, że zdaliśmy egzamin i od tej pory będziemy się uczyć muzyki. Z ćwiczeniem było różnie, wiadomo, tego trzeba było pilnować – czasami się nie chciało, woleliśmy pograć w piłkę…

To kto was dyscyplinował?

Łukasz: W szkole co chwilę były popisy, konkursy, egzaminy i to mobilizowało. Szkoła wymagała konsekwencji. W pewnym momencie człowiek nabiera systematyczności. Bo jak nie opanujesz materiału przed występem, to obciach. Szkoła też nauczyła nas obycia scenicznego – a to umocniło naszą „sceniczną“ pewność siebie. Wydział jazzu na Akademii Muzycznej w Katowicach, który skończyliśmy, dał nam bardzo dużą wiedzę o szeroko rozumianej muzyce rozrywkowej. Dzięki temu poruszamy się swobodnie w różnych stylach – od muzyki bluesowej, latynoskiej przez jazz, pop, po rock and roll.

Poznaliście wszystkie gatunki muzyki, a potem wybraliście coś, czego nie nauczyli was na akademii i pomieszaliście folklor z popem, a w zasadzie sprawiliście, że folklor stał się przebojowy.

Paweł: To trochę kwestia przypadku i szczęścia...(śmiech)

A nie miłości do korzeni?

Łukasz: Też, ale z wykształcenia czujemy się jazzmanami. Oczywiście szacunek do tradycji wynieśliśmy z domu. Folklor zawsze był obecny w naszym domu, jest kultywowany do dziś, sam w sobie jest wartością. Ale mimo że i w podstawówce i w liceum graliśmy w zespołach góralskich, folklor doceniliśmy dopiero na studiach. Zobaczyliśmy, że  jeżeli np. pomieszasz góralszczyznę z jazzem – daje to efekt piorunujący. Tak było, kiedy współtworzyliśmy projekt zespołu Alchemik Acoustic Jazz Sextett – laureata wielu prestiżowych konkursów jazzowych w Polsce i za granicą. Publiczności podoba się to egzotyczne połączenie, ponieważ w naszym przypadku jest autentyczne i szczere.


fot. Mirosław Sowa

A podoba się właśnie dlatego, że jest szczere?


Paweł: Zdecydowanie tak. To nie jest kopia muzyki z Wysp Brytyjskich czy Ameryki.

Łukasz: A każda wyjątkowość wygrywa na dzień dobry. Wiele oczywiście zależy też od repertuaru. Jeszcze na studiach byliśmy wziętymi muzykami sesyjnymi, graliśmy z różnymi artystami i różne gatunki – pop, jazz, klasykę, rocka, muzykę chrześcijańską, przeróżne klimaty. Ale w pewnym momencie stwierdziliśmy, że nie możemy tak ciągle grać u kogoś i czekać na telefon – postanowiliśmy zrobić coś własnego. Na początku nazywaliśmy się Golec Folk Band, ale nazwa słabo brzmiała, więc zmieniliśmy na Golec uOrkiestrę. W roku chyba 1998 byliśmy na balu góralskim, grała kapela góralska, a że zawsze mamy ze sobą trąby, to dołączyliśmy i góralski koncert przerodził się w jam z wieloma gatunkami. Umówiliśmy się później z tą ekipą u nas w Milówce, na próbę. Powstały trzy piosenki i z materiałem demo udaliśmy się do wytwórni płytowych. Ale nikt nie był zainteresowany muzyką góralską. Mówili: Panowie, jazz to wy śmigacie, ale z tego to nic nie będzie.

To im pokazaliście!

Łukasz: Góralski honor nam nie pozwolił się poddać. Na koncertach uzbieraliśmy pieniądze na wydanie pierwszej płyty, potem założyliśmy własną wytwórnię Golec Fabryka.

Paweł: Jak zaczynasz i robisz muzykę kompletnie po swojemu, to nie masz pewności, że chwyci.

Łukasz: Ale musisz być przekonany.

Paweł: No, ja wierzyłem, ale nikt się nie spodziewał, że chwyci aż tak. Że będzie z tego taka zawierucha.

A z czego wynika fenomen góralszczyzny w Polsce? Górali wszyscy lubią.

Paweł: Wiele rzeczy się na to składa. Górale kultywują tradycję – w mowie, w jedzeniu, w stroju, obrzędach. Ta tradycja jest wciąż żywa. A to, co jest prawdziwe i namacalne, wygrywa. Ostatnio mi kumpel powiedział, że u niego w okolicy wymyślili sobie nowe święto, Dni Czekolady. Ni w pięć, ni w dziewięć, gdzieś pod Krakowem, żeby tam jeszcze fabryka Wedla stała, to bym zrozumiał. Szczere pole, parę domów, święto czekolady...

Łukasz: Może po prostu lubią czekoladę? (śmiech)

Paweł: To my zróbmy święto np. poziomki... Oto właśnie chodzi, że górale traktują tradycję serio, to nie jest udawane. Chociaż góralszczyzna pokazywana w mediach jest zupełnie inna od tej prawdziwej, której dotkniesz, jeżeli pojedziesz w góry. Media skrzywiły góralszczyznę, pokazując ją jako cepelię. Codzienne życie, mentalność górali – to jest prawdziwe!

Nie zostawiliście tego nawet, gdy odnieśliście sukces. Nie było planu przeprowadzki do Warszawy, żeby być bliżej branży?

Łukasz: Dzisiaj to nie ma już takiego znaczenia, może 15 lat temu warto było być bliżej. Dziś do naszego studia nagraniowego w górach przyjeżdżają muzycy z Nowego Jorku. Technologia zmniejszyła odległości. Paweł ma dom w górach i mieszkanie w Warszawie, ja mieszkam w górach. Mieszkałem też przez chwilę w Warszawie, ale nie byłem tu szczęśliwy. Wolę sarny i jelenie pod domem. Czasem tylko dziki orają pole.

Podobno prowadzisz dom otwarty.

Łukasz: Codziennie ktoś u nas jest. W małych miejscowościach po prostu wszyscy się znają. Zresztą studio naszej wytwórni Golec Fabryki, znajduje się w moim domu. Muzycy, realizatorzy, manager i producent - to już prawie domownicy...

W takich małych społecznościach czasem bywa tak, że gdy ktoś odnosi sukces i zaczyna mieć trochę więcej niż reszta, to ta reszta go wyklucza. Wam się to nie przydarzyło?

Paweł: Jest takie powiedzenie, że na zazdrość trzeba sobie zapracować, ale wszystko zależy od towarzystwa, w którym się obracasz. My się nie spotkaliśmy ze złą zazdrością.

Łukasz: To prawda, jest więcej dobrej energii. Nie ma takiej opcji, żeby wszystkim podobała się nasza muzyka, ale raczej jesteśmy lubiani.

A pojawiły się zarzuty, że zrobiliście pop z góralszczyzny?

Łukasz: A to jest zarzut?

Dla tych szczególnie przywiązanych do tradycji może być.

Łukasz: Nie, nawet ortodoksi uważają, że pośrednio krzewimy kulturę góralską. Spotkaliśmy się też z określeniami, że jesteśmy mecenasami góralszczyzny w nowym wydaniu.

Paweł: Kultura góralska też się zmienia, strój góralski ewoluuje. Ktoś, kto się interesuje pobieżnie, może nie zauważy różnicy, ale tradycyjny strój góralski też podąża za modą. Nie wspomnę już o muzyce.


fot. Mirosław Sowa

Czym zajmuje się Fundacja Braci Golec?


Paweł: W 2003 r. powołaliśmy Fundację, która ma na celu promocję dziedzictwa kulturowego naszego regionu wśród dzieci i młodzieży, m.in. poprzez naukę gry na instrumentach ludowych.

Łukasz: A tego się nie można nauczyć w żadnej szkole. Szkoły muzyczne nie są dla nas konkurencją, bo w nich można się nauczyć klasyki.

Paweł: Wyszliśmy z prostego założenia, że nie ma lepszej i ciekawszej drogi do poznania własnych korzeni niż edukacja artystyczna. Dzięki niej najmłodsi nie tylko spełniają swoje marzenia i twórczo spędzają czas, ale również uczą się otwartości, wrażliwości i miłości do miejsca, w którym żyją.

Łukasz: Wzorem były dla nas Czechy, Słowacja i Węgry. Tam w szkolnictwie muzycznym jest pion muzyki ludowej. Dlatego mają tak świetnych muzyków ludowych.

Paweł: A u nas muzyki czy w ogóle kultury ludowej można się było nauczyć od starszych pokoleń – od babci czy dziadka, po warunkiem, że potrafili swoją wiedzę odpowiednio przekazać. Rodzina jest jedynym nauczycielem tradycji, więc w niektórych domach tradycja umarła śmiercią naturalną. Dlatego założyliśmy fundację. Jeżeli my nie zadbamy o naszą tradycję, to nikt tego nie zrobi za nas.

Łukasz: Wiadomo, że do tego potrzeba i funduszy, i ludzi. My na szczęście mamy w fundacji paru zapalonych społeczników, którzy pomagają nam zarażać młodzież miłością do regionu. Na naszą fundację można również przekazać 1% podatku – nie ukrywam, że to dla nas bardzo dużo...

Paweł: Ale stawiamy nie tylko na muzykę. Fascynacja pięknem i bogactwem strojów ludowych Karpat do tej pory zaowocowała wydaniem przez fundację czterech misternie opracowanych albumów: „Strój górali śląskich”, „Mieszczański strój żywiecki”,„Strój górali żywieckich” i „Strój górali podhalańskich”. Dokumentujemy w nich skarby naszej małej ojczyzny, jakimi są właśnie owe stroje.

Wpieracie Legalną Kulturę. Muzykę Golec uOrkiestra też ściągają nielegalnie?

Paweł: Oczywiście.

Walczycie z tym?

Paweł: To jest czasem walka z wiatrakami. Jak mamy walczyć z kimś, kto nas ściąga nielegalnie w Rosji czy Holandii?

Łukasz: Prawo wciąż nie jest przejrzyste w tej kwestii, nie mówi wprost, że to zwykła kradzież.

Paweł: ZAiKS na przykład dopiero niedawno podpisał umowę z YouTube’em, regulującą prawa autorskie.

Może Polska nie nadąża za tym, jak zmienia się przemysł muzyczny?

Łukasz: Ale pliki z Internetu można ściągać od dawna. Myślę, że wszystko jest kwestią świadomości, dlatego fajnie, że pojawiła się taka inicjatywa jak Legalna Kultura i że artyści się w nią włączyli, promując ją swoimi twarzami. Tylko edukacją możemy dotrzeć do ludzi – może do setki, może do tysiąca, to się jeszcze okaże. A to, że nie ma świadomości, widzimy bardzo często. Po koncercie ludzie przychodzą do nas po autografy z pirackimi płytami. Przychodzi pani i mówi, że ona kupiła płytę na straganie, więc jej tłumaczę, że być może chciała dobrze, ale te pieniądze poszły nie tam, gdzie powinny... Brakuje informacji, państwo dało przyzwolenie na piractwo, które swego czasu było przecież bardzo popularne. To nie jest fair.

Rozmawiała: Angelika Kucińska

fot. A.T. Urbanowiczowie, Mirosław Sowa

© Wszelkie prawa zastrzeżone. Na podstawie art. 25 ust. 1 pkt 1 lit. b ustawy z dnia 4 lutego 1994 roku o prawie autorskim i prawach pokrewnych (t.j. Dz.U. 2006.90.631 ze zm.) Fundacja Legalna Kultura w Warszawie wyraźnie zastrzega, że dalsze rozpowszechnianie artykułów zamieszczonych na portalu bez zgody Fundacji jest zabronione.




Publikacja powstała w ramach
Społecznej kampanii edukacyjnej Legalna Kultura




Spodobał Ci się nasz artykuł? Podziel się nim ze znajomymi 👍


Do góry!