Wspólne sprawy
Czyli krótko i na temat, o sprawach, które dotyczą po prostu całej kultury. Dlaczego kulnes jest cool? Komu tak naprawdę opłaca się korzystanie z legalnych źródeł kultury? Komu może zagrażać legalizacja? Co musi się zmienić, żeby w Polsce zapanowała moda na cyfrową kulturę z legalnych źródeł?
(Nie)krótka historia piractwa

CZYTELNIA KULTURALNA

/ Wspólne sprawy

(Nie)krótka historia piractwa

(Nie)krótka historia piractwa

31.08.16

Kwestia kradzieży własności intelektualnej jest starsza niż prawo autorskie, które powstało właśnie jako remedium na tego typu zjawiska. Jednak dopiero XXI wiek sprawił, że kradzież ta nabrała masowego charakteru, a piractwo stało się międzynarodowym biznesem generującym ogromne straty po stronie twórców i gigantyczne zyski w portfelach nielegalnych dystrybutorów.

Choć piractwo to plaga współczesności, jego prapoczątków szukać można blisko 2 tysiące lat temu. Pojęcie plagiatu pojawiło się już w starożytnym Rzymie. Jednak incydentalność zjawiska sprawiała, że przez następne wieki nikt jednak nie próbował nadać mu ram prawnych. Z powodu „nielegalnego” rozpowszechniania swoich utworów straty ponosi m.in. William Szekspir i Amadeusz Mozart, a pierwsze regulacje odnoszące się do kwestii autorstwa dzieła pojawiły się dopiero w XVIII wieku.

Przełomem w tym względzie był angielski Statut Królowej Anny z 1710 roku ustanawiający wyłączne prawo autora do decydowania o oddaniu dzieła do druku, zaś kolejne akty prawne ugruntowały pojęcie własności dzieła. Na gruncie francuskim podobne rozwiązania, za sprawą m.in. Woltera i Diderota, znalazły się w ustawach z 1791 i 1793 roku o wystawianiu dzieł w teatrach oraz o prawie obrotu dziełami i prawami do nich. W Stanach Zjednoczonych przywileje autorskie zagwarantowała w 1790 roku federalna ustawa ustanawiająca ochronę książek, map lądowych i morskich, dla której podstawą były zapisy amerykańskiej Konstytucji „zapewniającej autorom i wynalazcom na określony czas wyłączne prawo do ich pism i wynalazków". Podobne zapisy na przestrzeni XIX wieku wprowadzały kolejne kraje. W roku 1886 w Szwajcarii z inicjatywy francuskiego pisarza Victora Hugo podpisano przełomową Konwencję Berneńską o ochronie dzieł literackich i artystycznych – pierwszą na świecie umowę w sprawie respektowania praw autorskich pomiędzy suwerennymi krajami.

Będąca wówczas pod zaborami Polska z oczywistych względów nie miała możliwości wykształcić własnego prawodawstwa w tym względzie, a jej mieszkańców obowiązywały w zależności od zaboru przepisy pruskie, rosyjskie bądź austro-węgierskie. Po odzyskaniu niepodległości w 1920 roku polski rząd ratyfikował Konwencję Berneńską, a sześć lat później Sejm uchwalił ustawę o prawie autorskim.

Okres kształtowania się prawa autorskiego nie miał jednak na celu walki ze zjawiskiem piractwa. Takowe w dzisiejszym rozumieniu jeszcze nie istniało. Nie było bowiem technicznych możliwości masowej reprodukcji utworów w warunkach domowych. Ustawy chroniły twórców przed nieuczciwą konkurencją, regulowały kwestie między autorem a wydawcą, a wraz z rozwojem technologicznym także opłaty z tytułu emisji radiowo-telewizyjnej.

TAŚMA I DYSKIETKA CZYLI REWOLUCJA MAGNETYCZNA

Pierwsze urządzenie do rejestracji dźwięku na taśmie magnetycznej zademonstrowano w 1935 na Wystawie Radiotechnicznej w Berlinie. Będący wspólnym dziełem niemieckich firm EAG i IG Farben Magnetophon K1 rejestrował dźwięk na tyle słabej jakości, że urządzenie nie nadawało się do odtwarzania muzyki. Prace nad jego usprawnieniem trwały kolejne 4 lata. Okres II wojny światowej przyniósł gwałtowne upowszechnienie się magnetofonów w Niemczech, a od 1946 w USA, które po zajęciu Niemiec przejęły dokumentację tamtejszych przedsiębiorstw.



Magnetofony umożliwiały na taśmie rejestrację dźwięku z radia, jak i płyt winylowych. Początkowo były one jednak duże i nieporęczne, podobnie jak umieszczona na szpuli taśma. Prawdziwa rewolucja przyszła w roku 1963 wraz ze stworzeniem przez firmę Philips kasety magnetofonowej. Pięć lat później pojawiły się pierwsze samochodowe odtwarzacze kaset, a uwolniona od domowych zestawów stereo muzyka nabrała mobilnego charakteru. Podobny charakter, choć dekadę później, miała rewolucja video, którą to za sprawą taśmy VHS zaniosła pod strzechy japońska firma JVC.

Zarówno kasety magnetofonowe, jak i VHS największą „karierę” zrobiły za Żelazną Kurtyną. W krajach takich, jak Polska, Rumunia czy ZSRR z ograniczonym dostępem do źródeł zachodniej, kapitalistycznej kultury okazały się znakomitym nośnikiem do funkcjonowania w drugim obiegu. Z jednej strony oficjalne państwowe firmy nieczęsto decydowały się na zakup drogich zagranicznych licencji płytowych i filmowych, a przywożone np. przez marynarzy czy pracowników LOTu z Zachodu płyty były prawdziwym przedmiotem pożądania. Z drugiej krajowa kultura funkcjonowała wyłącznie w formie tzw. oficjalnego nurtu dopuszczającego, bądź nie, do publikacji określonych treści. Obok zachodnich nagrań, a nawet amatorsko tłumaczonej i wydawanej zagranicznej literatury między ludźmi krążyły równolegle polskie książki, muzyka czy filmy uznawane przez władze za nieprawomyślne.

Na część „zapotrzebowania” na kulturę z Zachodu odpowiadało publiczne radio, które wieczorami specjalnie dla melomanów emitowało w całości wybrane płyty – stwarzając tym samym warunki do ich rejestracji na kasetach. Potęga VHS rosła zaś w domowych zaciszach. Gdy pod koniec lat 80. w kinach na próżno szukać było przygód Johna Rambo, jego zmagania z Sowietami w Wietnamie, a następnie Afganistanie z wypiekami oglądała z kopii video cała Polska. Był to już zresztą okres pojawiania się pierwszych wypożyczalni VHS – oferujących, często spod lady, dorobek kinematografii z całego świata.

Przełom lat 80. i 90. przyniósł też pojawienie się pierwszych komputerów domowych. Marki Atari, ZX Spectrum czy Commodore 64, a w późniejszym okresie Amiga, były marzeniem wielu ówczesnych nastolatków. I znów za przywożonym z Zachodu sprzętem nie nadążał rynek. Sklepy z oprogramowaniem nie istniały, a oprogramowanie kopiowane na kasetach kupowało się najczęściej na różnego rodzaju komputerowych giełdach, by następnie drżeć w oczekiwaniu czy w trakcie kilkunasto- a czasem nawet kilkudziesięciominutowego wgrywania do pamięci komputera nie wkradł się jakiś błąd. I znów naprzeciw potrzebom pierwszych użytkowników komputerów wychodziło radio. Na falach niegdysiejszej Rozgłośni Harcerskiej w piątkowe wieczory emitowano audycję Radiokomputer. Jej gospodarz Tomasz Jordan oprócz rozmów o sprzęcie i konkursów dla użytkowników emitował także programy i gry komputerowe. Na tę część audycji czekano z palcami na klawiszu nagrywania magnetofonu i wypiekami na twarzy. Proces pozyskiwania programów komputerowych usprawniły wkrótce dyskietki magnetyczne stając się na lata jednym z podstawowych nośników danych.



Z początkiem lat 90. z domowych manufaktur audio i VHS rozkwitły pierwsze w III Rzeczpospolitej prywatne inicjatywy wydawnicze. W większości z nich nadal nie przejmowano się prawami autorskimi wydając pełne zagraniczne dyskografie z opracowanymi własnoręcznie okładkami, a czasem także dodatkowymi materiałami bonusowi, bądź też – odwrotnie – bez jakiegoś utworu czy dwóch, bo te akurat nie zmieściły się na taśmie. Ich jakość także niejednokrotnie pozostawiała wiele do życzenia – muzykę zgrywano bowiem często z innych taśm, bądź płyt winylowych. A w przypadku VHS – do zagranicznej, również często nielegalnej, kopii dogrywano polskiego lektora a następnie reprodukowano ją w czasie rzeczywistym w oplecionych siecią kabli pomieszczeniach pełnych magnetowidów.

Kasetami handlowano wprost z polowych łóżek rozstawianych nie tylko na bazarach czy samochodowych giełdach, ale nawet na rogach ulic i przyciągających klientów muzyką płynącą z przenośnych magnetofonów. Nowości – zarówno te muzyczne, jak i filmowe – handlarze trzymali często schowane dla stałych klientów. A na niektóre tytuły obowiązywały wręcz zapisy.
Stan prawny w nowej, dynamicznej rzeczywistości próbowano unormować, przyjętą w 1994 roku ustawą o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Wówczas byliśmy już jednak w trakcie kolejnej rewolucji - związanej z popularyzacją płyt kompaktowych.

REWOLUCJA CYFROWA

Opracowana przez koncerny Sony i Philips pod koniec lat 70. płyta kompaktowa, której premiera odbyła się w 1982 roku pierwotnie służyć miała wyłącznie do zapisu dźwięku (mieściła 74 minuty muzyki zakodowanej w standardzie PCM). Dopiero z czasem nastąpiła stopniowa adaptacja CD do przechowywania danych (standardowa pojemność to 650 mb; z czasem rozszerzono możliwości płyt do 700 mb; na rynku funkcjonowały także krążki o pojemości 800 mb, a także płyty dwustronne mieszczące 1,4 gb danych).

Pierwszym albumem, który pojawił się w wersji CD były Walce Chopina w wykonaniu chilijskiego pianisty Claudio Arrau. Początkowo na dostęp do odtwarzaczy i płyt CD mogli pozwolić sobie wyłącznie zamożni melomani. Jednak inwestycje producentów i wytwórni wydających i wznawiających na płytach bestsellerowe albumy doprowadziły do szybkiego spadku cen i upowszechnienia się srebrnego krążka. Na fali świetnie przyjętych walkmanów (które pojawiły się na rynku dopiero w 1979 roku), wytwórnia Sony w 1984 roku wprowadziła na rynek pierwszy przenośny odtwarzacz CD – discman.

Kompaktowa rewolucja do Polski dotarła z początkiem roku 1988. Wówczas nakładem Wifomu ukazał się album "Chopin-Tausig-Wieniawski" z nagraniami Koncertu fortepianowego e-moll op. 11 Fryderyka Chopina i Koncertu fortepianowy op. 20 Józefa Wieniawskiego w wykonaniu Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Bałtyckiej.

Do rozpowszechnienia płyt CD nad Wisłą przyczynili się jednak przed wszystkim handlarze zza wschodniej granicy. W połowie lat 90. w ich przepastnych torbach na bazarach – od warszawskiego Stadionu Narodowego po małe rynki w większości polskich miast – znaleźć można było nie tylko pełne dyskografie najpopularniejszych artystów tamtych czasów, ale także wiele muzycznych rarytasów – z jazzowej czy klasycznej półki, których na próżno było szukać w oficjalnej sprzedaży w muzycznych sklepach. Opatrzone często napisami cyrlicą płyty sprzedawały się świetnie także ze względu na ceny dużo niższe od sklepowych.

Bariera cenowa związana z oryginalnymi płytami CD leżała także u podstaw zjawiska, jakim były, istniejące w latach 90., wypożyczalnie CD. Często stanowiły one część sklepu z płytami. Zamiast kupować album, można było pożyczyć go na dzień za dużo niższą opłatą, a nawet zlecić sprzedawcy zrobienie kopii na kasecie magnetofonowej. Te ostatnie cieszyły się jeszcze ciągle popularnością, choć za chwilę wyprzeć miały je płyty CD-R pozwalające na cyfrowy zapis muzyki i danych za pomocą coraz popularniejszych PC-ów.



Epoka nagrywarek CD rozpoczęła się na dobre z początkiem XXI wieku, choć możliwości techniczne w tym względzie istniały już od dekady. Początkowo jednak, jak zawsze, barierą była cena. Pierwsze nagrywarki z początku lat 90. kosztowały powyżej 30 tys. dolarów. W połowie lat 90. ich cena spadła już poniżej 1 tys. (dla porównania dziś nagrywarka blu-ray to koszt około 50 dolarów) - co w polskich realiach nadal stanowiło całkiem pokaźną sumę znacznie podrażającą koszt zakupu komputera. Ten zaś, w początkowym okresie, kupowało się z wgranym przez sprzedawcę systemem operacyjnym i podstawowymi programami jak edytor tekstu czy arkusz kalkulacyjny. Dodatkowe, oczywiście za opłatą, można było wybrać sobie ze sklepowego katalogu. Wszystko to odbywało się niejako w świetle prawa, bowiem w swych pierwszych zapisach wspomniana już Ustawa o prawie autorskim z roku 1994 nie uwzględniała w ogóle kwestii licencji na programy komputerowe.

MP3 i DivX czyli piractwo wkracza do sieci

W 1986 roku na wezwanie Międzynarodowej Organizacji Normalizacyjnej (ISO) powołany został międzynarodowy zespół, nazwany Moving Picture Experts Group – MPEG, który zajął się badaniami nad cyfrową kompresją obrazu i dźwięku. Doprowadziły one w 1992 roku do uznania przez ISO stworzonego przez prof. Karlheinza Brandenburga sposobu kodowania MPEG Layer III jako jednego ze standardów zapisu muzyki. Trzy lata później istnienie formatu MP3 stało się faktem. Zgodnie z przyjętym modelem biznesowym oprogramowanie służące do kodowania muzyki ze względu na barierę cenową miało być dostępne wyłącznie dla wytwórni i dużych firm. Sukcesu upatrywano w tanim dostępie do odtwarzaczy. Niestety w 1997 roku, korzystający ze skradzionej tajwańskiej karty kredytowej, australijski student nabył aplikację służącą do kodowanie muzyki, a następnie wyodrębnił z niej z niej kodek i umieścił go nieodpłatnie w internecie. W ten sposób Internauci otrzymali narzędzie pozwalające na zapisywanie muzyki w formacie możliwym do przesłania w sieci. Dla przemysłu muzycznego był to koszmar.

Dosłownie chwilę później, w czerwcu roku 1999 pojawił się Napster – de facto pierwsza w historii sieć P2P umożliwiająca wymianę plików MP3 na masową skalę. Już niecały rok później jego twórcy zaczęli mieć problemy z prawem. W kwietniu 2000 roku, zespół Metallica pozwał serwis, gdyż za jego pomocą rozpowszechniano wykradziony przed premierą utwór "I Disappear". Ku zaskoczeniu wielu fani zespołu nie wsparci swoich idoli, lecz w większości stanęli murem za Napsterem krytykując muzyków za pazerność i próby ograniczenia wolności w Internecie. Lawina jednak ruszyła. W październiku 2000 roku Napster został pozwany przez największe wytwórnie płytowe, a już w marcu 2001 roku, po przegranej apelacji zmuszony został do monitorowania usługi i blokowania dostępu do plików chronionych prawem autorskim. To był koniec Napstera. Usługa powróci kilka lat później jako serwis zajmujący się sprzedażą muzyki (działa zresztą po dziś dzień), ale nie uda się jej zawojować rynku, na którym musi stawić czoła wyrosłym w międzyczasie pirackim konkurentom. Tych nie brakowało – programy typu Kazaa, DirectConnect, eDonkey, eMule, AudioGalaxy działały nie posiadając centralnego serwera, co miało utrudnić służbom dążenia do ich zamknięcia. To z kolei spowodowało zmianę strategii antypirackiej i skierowanie uwagi na użytkowników, którzy w ramach protokołu p2p pobierając części pliku jednocześnie stawiali się jego redystrybutorem, tym samym narażając się na prawne konsekwencje. Dziś działającym w oparciu o te same zasady, najpopularniejszym, również w Polsce, systemem do wymiany plików jest BitTorrent – spopularyzowany m.in. przez słynną wyszukiwarkę plików The Pirate Bay.

Co ciekawe, w Polsce – gdzie Internet dopiero „raczkował” - popularne empetrójki można było nabyć na straganach nagrane na płytach CD w formie pełnych dyskografii ulubionych zespołów. Po włożeniu do komputera płyta uruchamiała się nierzadko oferując nawet specjalnie przygotowane graficzne menu pozwalające odtwarzać muzykę w estetyce nawiązującej do twórczości słuchanego artysty.
Tym, czym dla muzyki było mp3, dla kina okazał się DivX - metoda kompresji obrazu filmowego pozwalającą zapisać na zwykłej płycie kompaktowej filmy o długości do 120 min i jakości niewiele ustępującej DVD-Video. Oficjalne prace nad kodowaniem obrazu w ciągu kilku lat pozwoliły na wykształcenie coraz doskonalszych form kompresji – od początkowej MPEG (jakość VideoCD) przez MPEG 2 (SVCD i DVD) po MPEG 4 (Blu-ray). Format DivX powstał w 1998 roku jako zhackowana modyfikacja kodeka MPEG 4 i do dziś pozostaje jednym z podstawowych, jeśli chodzi o filmy dostępne w sieci.

Projektowany początkowo dla wojska, powstały ostatecznie jako narzędzie wymiany doświadczeń między uczelniami Internet od początku jawił się jako doskonałe pole do dystrybucji oprogramowania, muzyki i filmów. A jedną realną przeszkodą była jego prędkość. Samo zjawisko piractwa w swym początkowym okresie było częścią tzw. sceny komputerowej i stanowiło rodzaj swoiście pojmowanej hackerskiej zabawy związanej z pokonywaniem zabezpieczeń. Poszczególne grupy funkcjonowały wg określonych reguł, które w 1996 roku zebrano w formie paktu SPA (Software Pirate Association) określającego zasady wypuszczania zhackowanego oprogramowania.



Pod koniec lat 90. podstawowym systemem dystrybucji pirackich plików była bezpośrednia wymiana ze znajomymi. Sprzyjały temu rozpowszechnione nagrywarki oraz tzw. kieszenie na dyski komputerowe pozwalające na ich przenoszenie (o pendrive'ach nikt wówczas jeszcze nie marzył).
Równolegle jednak, wraz ze zwiększaniem się dostępu do sieci, plikami „wymieniano się” korzystając z poczty mailowej oraz ogólnoświatowej sieci grup dyskusyjnych Usenet w formie zakodowanych wiadomości tekstowych. Pirackie pliki umieszczano także na serwerach http i ftp (często publicznych), do których zawartości dostęp możliwy był po podaniu loginu i hasła. Informacje na ich temat pojawiały się w zamkniętych grupach dyskusyjnych, a potem także w specjalnych serwisach warezowych, na których grupy hakerskie m.in. informowały o złamanych przez siebie programach i sposobie instalacji pirackiej wersji. Pojawienie się serwisów typu Warez po raz pierwszy stworzyło możliwość zarabiania na piractwie z tytułu ruchu na stronie i generowania wpływów z wyświetlanych tam reklam.

STREAMING czyli „na żywo”

Wraz z pojawieniem się Internetu rozpoczęły się prace nad przesyłaniem obrazu i dźwięku bezpośrednio do odbiorcy. Na przeszkodzie stały na początku oczywiście prędkość sieci, jak i możliwości obliczeniowe domowych komputerów. Pierwsze strumieniowe transmisje pojawiły się jednak już w połowie lat 90. za sprawą amerykańskiej firmy RealNetworks, która w 1995 roku przeprowadziła relację audio z meczu baseballu między New York Yankees i Seattle Mariners oraz wyemitowała w sieci koncert The Seattle Symphony z gościnnym udziałem Slasha (Guns 'n Roses), Matta Camerona (Soundgarden) i Barretta Martina (Screaming Trees). A dwa lata później ogłosiła opracowanie autorskiej technologii do transmisji video i na początku XXI wieku była głównym graczem na rynku streamingowym na świecie.

Jednak tym, co naprawdę zmieniło Internet, było pojawienie się serwisu YouTube. Za przełomową uznać można datę 23 kwietnia 2005 roku, gdy Jawed Karim - jeden z trójki założycieli Youtube'a wrzucił do sieci 19-sekundowe nagranie "Me at the Zoo", na którym opowiada o słoniach z zoo w San Diego. Stworzenie narzędzia, które pozwalało każdemu internaucie dzielić się z innymi swoimi materiałami wideo, okazało się strzałem w dziesiątkę, a dystrybutorom legalnych treści przysporzyło kolejnych zmartwień. W ciągu roku od rozpoczęcia działalności Youtube okazał się jedną z najszybciej rosnących witryn internetowych. Nieco ponad rok po uruchomieniu, w lipcu 2006 roku w serwisie oglądano 100 milionów filmów dziennie, a każdej doby trafiło do niego 65 tys. nowych materiałów. Witryna miała średnio prawie 20 milionów odwiedzających miesięcznie. W październiku 2006 roku YouTube został przejęty przez Google za sumę 1,65 miliarda dolarów. Umowę zawarto po tym, jak właściciele YouTube'a przedstawili ugody z firmami medialnymi, unikając tym samym prawnych konsekwencji naruszania praw autorskich.



Dotknięte działaniami piratów wytwórnie muzyczne i filmowe długo broniły się przed streamingiem jako formą dystrybucji treści audio-video obawiając się, że wpuszczenie własnych treści do sieci jeszcze bardziej zwiększy istniejące piractwo. Otwarcie następowało etapami. Najpierw podjęto próby sprzedaży w sieci cyfrowych plików z muzyką i filmami, a dopiero z czasem zaczęto otwierać katalogi na nowe formy dystrybucji – serwisy z muzyką i filmami na żądanie. O sukcesach na tym polu można mówić głównie w przypadku rynku muzycznego – legalne serwisy typu Spotify, Deezer czy Tidal oferujące abonamentowy dostęp do wielomilionowych bibliotek płytowych, choć nie brak głosów krytycznych wobec oferowanych przez nie stawek dla twórców, okazały się skuteczną formą odpowiedzi na piractwo. W przypadku treści filmowych sprawa okazała się dużo bardziej skomplikowana – głównie ze względu na nieprzystającą do internetowej rzeczywistości terytorialność licencji uniemożliwiającą na dziś dzień tworzenie dużych, legalnych katalogów dostępnych w przystępnych cenach.

Także twórcy oprogramowania pośrednio skorzystali na rozwoju Internetu zmieniając sposób licencjonowania oprogramowania ze sprzedaży fizycznego nośnika z licencją na odnawialny dostęp abonamentowy.

Niemniej jednak piractwo, które dziś także działa głównie w oparciu o streaming, cały czas ma się świetnie. Przede wszystkim na wspomnianym już rynku video. Kolejną ofiarą piratów stali się także nadawcy telewizyjni - głównie ci transmitujący duże wydarzenia sportowe, choć nie tylko.
O tym, że do zwycięstwa jeszcze daleka droga, niech świadczy fakt, że w 2015 roku pirackie witryny na świecie odnotowały 141 miliardów odwiedzin.


Rafał Pawłowski




Publikacja powstała w ramach
Społecznej kampanii edukacyjnej Legalna Kultura




Spodobał Ci się nasz artykuł? Podziel się nim ze znajomymi 👍


Do góry!