Zmiana jest wyzwaniem

WSPÓLNE SPRAWY

/ Archiwum

Zmiana jest wyzwaniem

Zmiana jest wyzwaniem

06.04.12

Agnieszka Odorowicz, dyrektor Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej mówi o najważniejszych aspektach legalnej kultury

 

O korzystaniu z kultury

Sądzę, że zależność pomiędzy korzystaniem z kultury a jej kondycją jest niedostrzegana i niedoceniana. Każdy legalny kontakt z kulturą przyczynia się do jej powstawania. Jeżeli ktoś idzie do kina, to część środków, które wydał na bilet, trafia z powrotem do producenta. Ten mechanizm działa prosto, a zarazem niezawodnie: jeśli lubię jakiegoś aktora czy reżysera i chcę zobaczyć następny jego film – korzystam z legalnego źródła kultury i płacę za to. To powoduje, że powstaje następny.

 

Nadeszła też chyba chwila, żeby powiedzieć sobie uczciwie, że kultura kosztuje. Film fabularny, w który zainwestowano sześć milionów złotych, musi mieć – aby to się zwróciło  –  co najmniej siedemset tysięcy widzów w kinach. Jeżeli przemysł filmowy czy przemysł muzyczny nie będzie się opłacał – to go po prostu nie będzie. I zostaniemy skazani na twórczość offową, która jest robiona dla własnej przyjemności. Trzeba to wyraźnie powiedzieć: warunkiem istnienia sztuki w masowym wymiarze jest przemysł, a przemysł będzie istniał, jeśli będzie mógł uzyskać przynajmniej zwrot nakładów, które zostały poniesione na produkcję i promocję.

  

O kampaniach antypirackich i o tym, kto zarabia na nielegalnych serwisach

Kampanie negatywne, przebiegające na przykład pod hasłem „nie kradnij”, są nienowoczesne i nieskuteczne. W Polsce korzystanie z kultury z nielegalnych źródeł przez ostatecznego użytkownika nie jest nielegalne. Nielegalne jest zamieszczanie w sieci kontentu, który jest cudzą własnością. Czyli upowszechnianie, upublicznianie. Użytkownik Internetu bardzo często nie ma najmniejszego pojęcia, czy legalnie korzysta z filmu i muzyki, czy też nie. Więcej – bardzo często za to płaci, nie zdając sobie sprawy, że nie płaci temu, do kogo należy film. Płaci komuś, kto zbudował swój model biznesowy na kradzieży.

  

O wolności i dostępie do kultury

Nie jest wolnością to, że mogę w sieci skorzystać z dobra, które zostało komuś zabrane wbrew jego woli. Z drugiej strony, nie tak łatwo to sprawdzić, można nie wiedzieć, jak jest naprawdę. Z tego powodu ściganie indywidualnych użytkowników Internetu jest złym pomysłem.

  

Największe korzyści – zarówno w przypadku korzystania z kultury z legalnych, jak i z nielegalnych źródeł – mają nie amerykańskie korporacje, producenci czy firmy fonograficzne, tylko telekomy. Za kontent w sieci, czy jest tam umieszczony legalnie czy nie, najczęściej przecież płacimy. W różny sposób. Czy to przymusowo oglądając reklamy, czy płacąc abonament, płacąc za ściągnięcie określonych plików lub za szybsze łącza. Konieczność zapłaty za usługi w Internecie nie oburza. Nie powinno więc oburzać  płacenie za dostęp do treści. Gdyby w sieci nie było filmów i muzyki – co byśmy ściągali? Po co mielibyśmy dodatkowo płacić za szybkość?

  

Internet zapewnia równy dostęp do kultury. Jest wspaniałym narzędziem, pozwalającym dotrzeć do odbiorcy stosunkowo niewielkim kosztem; choćby dlatego, że  nie trzeba wytwarzać fizycznie kopii. Jednakże nie oznacza to, że w Internecie wszystko będzie za darmo. Nie będzie – to jest mrzonka.

  

O wolnych licencjach

Creative commons to bardzo dobre rozwiązanie, zwłaszcza w przypadku  licencji częściowych lub całkowicie darmowych. Większość twórców, których znam (a na pewno tych, którzy biorą udział w naszej kampanii Legalna Kultura), jest absolutnie za przyzwoleniem, aby internauci mogli korzystać z fragmentów filmów, przetwarzać je po swojemu. To jest okazja do rozwoju własnej kreatywności, a zarazem promocja oryginalnego dzieła.

  

Jesteśmy za popularyzacją creative commons wśród twórców, zachęcamy do tego, aby artyści publikowali w sieci w ramach takich licencji coraz więcej swoich dzieł. Trzeba jednak pamiętać, że ich dzieła to ich własność. I to właściciele – twórcy, producenci – mają prawo zadecydować, na jakich warunkach udostępnią swój film czy muzykę w Internecie.

  

O domenie publicznej

Domeną publiczną jest to w Internecie, co jest dla nas dostępne nieodpłatnie i bez żadnych ograniczeń w celach zarobkowych lub niezarobkowych. Jednak do domeny publicznej nie da się zabrać dzieł. Musielibyśmy wówczas kogoś wywłaszczyć z jego prawa – za godziwym zadośćuczynieniem. Do domeny publicznej da się kupić dzieła. I od tego roku w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego ma powstać fundusz domeny publicznej, który na początku zajmie się wykupem praw do literatury. Spowoduje to między innymi, że dostęp do wszystkich lektur szkolnych, także do takich, dla których okres ochrony nie wygasł, będzie nieodpłatny.

  

Część literatury współczesnej jest obwarowana różnymi prawami: wydawniczymi, prawami do tłumaczeń i do wydań oraz prawami autora. Aby te książki znalazły się w domenie publicznej, muszą zostać zakupione albo darowane przez autora lub jego spadkobierców. Poszerzanie domeny publicznej jest bardzo dobrym pomysłem, ale to kosztuje i nie dokona się od razu. Jest to ruch w dobrym kierunku i uważam, że dobrze by było, aby arcydzieła polskiego filmu, czy literatury w jakiejś perspektywie czasu były dostępne w księgarniach, w ekskluzywnych wydaniach, a jednocześnie za darmo – w domenie publicznej w Internecie.

  

O tym, czy wszystko, co jest finansowane ze środków publicznych, powinno być w domenie publicznej

Jestem za tym, aby wszystko, co jest współfinansowane ze środków publicznych, prędzej czy później trafiło do domeny publicznej. Pytanie brzmi: w jakim czasie? Powinniśmy się zastanowić, jaki czas jest niezbędny, aby producent mógł odzyskać zainwestowane środki – bo przecież państwo rzadko finansuje w całości powstawanie dóbr kultury.  

  

Oczywiście to, co jest całkowicie finansowane ze środków publicznych, czyli dorobek władz publicznych – dokumenty, analizy, opracowania – powinien być absolutnie w domenie publicznej i każdy powinien mieć do tego dostęp. W przypadku sztuki i kultury pozostaje dodatkowo pytanie o przychody z tantiem dla autorów. 

  

Reasumując: jestem za tym, aby dzieła starsze, takie, które miały swój sens rynkowy kiedyś, a w części sfinansowane zostały z środków publicznych, były po jakimś czasie udostępniane w domenie publicznej.

 

O zmianach w ustawodawstwie i prawie autorskim

Zmiany w prawie są konieczne. Przepisy, które dotyczą korzystania ze źródeł kultury w Internecie, są kompletnie nieprzystające do rzeczywistości. Zmiana jest wyzwaniem i ma prowadzić do ustanowienia lepszego prawa, w którym wszyscy będziemy mieli poczucie pewności prawa.  

  

Trzeba wyraźnie określić, co jest dozwolone, a co nie jest.  Prawo musi także być egzekwowalne. Wyobraźmy sobie nasze ulice bez policji. Co z tego, że obowiązuje kodeks drogowy, w którym nie zezwala się na prowadzenie pojazdu w stanie nietrzeźwym, jeśli nikt by tego nie egzekwował?

  

 Cieszę się z  pomysłów na nowelizację prawa; mam nadzieję, że uda się wypracować dobre rozwiązania. Tak naprawdę powinniśmy to zrobić już wiele lat temu.

 

Fot. dzięki uprzejmości PISF




Publikacja powstała w ramach
Społecznej kampanii edukacyjnej Legalna Kultura




Spodobał Ci się nasz artykuł? Podziel się nim ze znajomymi 👍


Do góry!