WSPÓLNE SPRAWY
/ Archiwum

Mówili nam, że piraci też kupują
17.04.12
Wiarygodność tez, które napędzały polskie protesty ACTA, została wczoraj publicznie podana w wątpliwość.
Na początku roku dr Alek Tarkowski (doradca strategiczny Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji) i dr Mirosław Filiciak z SWPS w Warszawie opublikowali pod szyldem Centrum Cyfrowego Projekt Polska raport „Obiegi kultury. Społeczna cyrkulacja treści”.
Dla przeciwników ACTA stał się on swojego rodzaju manifestem, bo podważał opinię, że ściągający nielegalne treści z internetu szkodzą kulturze. Badacze ogłosili, że ściągacze ją napędzają. - Prawie trzy razy częściej kupują książki i filmy od osób niekorzystających z internetu, siedem razy częściej są klientami sklepów muzycznych - mówił dr Alek Tarkowski.
CC Projekt: Polska to część intelektualnego i kadrowego zaplecza ministra cyfryzacji Michała Boniego (choć nie przeszkodziło to im odrzucić zaproszenia premiera na słynną naradę z internautami o ACTA).
Wczoraj, podczas inauguracji kampanii promującej korzystanie z legalnych źródeł kultury (projekt Fundacji Legalna Kultura, „Metro" jest jego patronem medialnym), dyrektor Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej Agnieszka Odorowicz podała w wątpliwość wiarygodność wniosku, jaki Filiciak i Tarkowski wyciągnęli ze swoich badań, że „najlepszymi konsumentami kultury są te osoby, które w sieci w sposób nieformalny korzystają z kultury”. - Postanowiłam to sprawdzić za wiedzą autorów badania i na podstawie jego wyników - mówi.
Na jej zlecenie zajął się tym dr Robert Wolny z Katedry Rynku i Konsumpcji Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach.
- Wnioski raportu nie znalazły potwierdzenia w danych źródłowych. Między tym, ile internauci ściągają „nieformalnie” z sieci, a ile wydają na kulturę, nie istnieje statystycznie istotna zależność - mówi Agnieszka Odorowicz. Co w rozmowie z „Metrem" potwierdził dr Wolny.
Tarkowski, broniąc się, zarzuca Wolnemu, że zinterpretował jedynie dwa spośród kilkudziesięciu przebadanych czynników. - Nasze badanie potwierdza tezę, że aktywni internauci uczestniczący w nieformalnym obiegu kultury to jednocześnie klienci rynków kultury - mówi Tarkowski.
I w nawiązaniu do wczorajszej konferencji apeluje: - Wielu Polaków uczestniczy w formalnym i nieformalnym obiegu kultury. I nie da się wtedy zbudować tak dziś potrzebnej umowy społecznej na temat prawa autorskiego.
Przypomnijmy, że ta umowa to próba wypracowania kompromisu między internautami a twórcami.
Taki jest m.in. cel akcji Fundacji Legalna Kultura. Z ujawnionych wczoraj przez nią badań Gemiusa na próbie 1000 osób wynika, że:
- połowa internautów uważa, że ściąganie to kradzież (31 proc.) albo coś niebezpiecznego (20 proc.);
- połowa nie ma z tym problemu - uważa to za atrakcyjne (14 proc.), fair (14 proc.) albo dobry sposób na obcowanie z kulturą (ok. 30 proc.).
Czyli jak czytamy w opracowaniu sondażu, „ponad połowa badanych ściąga filmy i muzykę z pełną świadomością przekraczania granic prawnych lub moralnych, a pozostali nie potrafią tego precyzyjnie określić albo nie wiedzą, czy źródło jest legalne”.
Jak podkreśla autorka dr Elżbieta Sekuła z SWPS, nie można ani potwierdzić, ani obalić tezy Filiciaka i Tarkowskiego. Jej zdaniem będzie to możliwe po przeprowadzeniu dogłębnych badań jakościowych.
Fot.: Archiwum Fundacji Legalna Kultura
Edyta Błaszczak
Artykuł publikujemy dzięki uprzejmości czasopisma „Metro” .
Ukazał się na jego łamach 13.04.2012 r.
Publikacja powstała w ramach
Społecznej kampanii edukacyjnej Legalna Kultura


Archiwum – na skróty
