Perfect Days – magia codzienności

CZYTELNIA KULTURALNA

/ Polecamy

Perfect Days – magia codzienności

Perfect Days – magia codzienności

11.04.24

Nowy film twórcy „Lisbon Story” i „Nieba nad Berlinem” to medytacja nad prostotą i pięknem życia. W „Perfect Days” Wim Wenders opowiada historię japońskiego everymana, dla którego każdy dzień wypełniony jest czynnościami składającymi się na poezję codzienności.

 

Mieszkający we współczesnym Tokio Hirayama (w tej roli fantastyczny Kōji Yakusho, nagrodzony za swoją rolę na festiwalu w Cannes) to człowiek małomówny i zamknięty w sobie, jednak przepełniony miłością do świata i innych. Podążając za bohaterem, odkrywamy kolejne rytuały, w które angażuje się on z całkowitym oddaniem. Z czasem nawet prozaiczna praca Hirayamy, porządkującego miejskie toalety (każda jest architektonicznym arcydziełem), okazuje się niezwykłym ceremoniałem. Ścieżką dźwiękową jego życia stają się harmonijne dźwięki tokijskiej ulicy oraz utwory w wykonaniu The Velvet Underground, Lou Reeda, Patti Smith i Niny Simone. Można powiedzieć, że film Wendersa zmienia codzienność w magię.

 

Główny bohater „Perfect Days” w przerwach od pracy zadziera głowę i dokumentuje analogowym aparatem Olympus przedzierające się przez korony drzew światło. To zjawisko ma nawet w języku japońskim swoją nazwę.

 


Fotos z filmu „Perfect Days”, fot.  materiały prasowe Gutek Film

 

Komorebi (木漏れ日) to japońskie słowo oznaczające migotanie światła i cienia. Powodują je kołysane wiatrem liście. Istnieje tylko raz, w danej chwili. Słowo „komorebi” składa się z kilku części: „ko” oznacza drzewo lub drzewa, „more” oznacza coś, co przechodzi, coś, co świeci lub przenika, „bi” oznacza słońce lub światło słoneczne. Mówi się o tym, że komorebi to nie tyle określenie na zjawisko, co na uczucie, które się z nim wiąże. Wskazuje również na emocjonalny stosunek Japończyków do natury wyrażany również przez dokumentującego komorebi Hirayamę.

 

W codzienności Hirayamy pojawiają się stali bohaterowie. Ulubiona restauratorka, sprzedawczyni w antykwariacie czy pracownik zakładu fotograficznego. Kilkukrotnie pojawia się również tajemniczy bezdomny, a kamera koncentruje się na jego niecodziennej choreografii. Bezimienny bezdomny zamieszkuje park Yoyogi Fukamachi. Jak mówi Wenders: jest w nim coś poważnego, co wzbudza szacunek Hirayamy. To nietypowy obraz Japonii, której kinematografia i wiodąca w społeczeństwie narracja osoby w kryzysie bezdomności umieszcza na marginesie.

 


Zdjęcie z planu filmu „Perfect Days”, fot. materiały prasowe Gutek Film

 

W tę epizodyczną rolę wciela się Min Tanaka – znany performer i tancerz specjalizujący się w XX-wiecznej, wywodzącej się z japońskiego teatru technice tańca butō (jap. 暗黒舞踏 – ankoku-butō; dosł. taniec mroku, ciemności). Tanaka urodził się w 1945 roku w Tokio. Rozpoczął swoją unikalną i charakterystyczną działalność taneczną w 1974 roku i aktywnie występuje do dziś. Zadebiutował na arenie międzynarodowej podczas Louvre Festival d’Automne à Paris w 1978 roku. W 2002 roku wystąpił – po raz pierwszy na dużym ekranie – w filmie „Samuraj – zmierzch” Yoji Yamady. Za tę rolę otrzymał nagrodę Japońskiej Akademii Filmowej dla debiutanta roku i najlepszego aktora drugoplanowego

 

Hirayama, główny bohater „Perfect Days”, wiedzie spokojne, minimalistyczne i pozbawione nowych technologii życie. Jego codzienność jest analogowa. Budzi go dźwięk zamiatanej ulicy, książki nabywa wyłącznie w antykwariatach, a muzyki słucha z kaset magnetofonowych. Ścieżka dźwiękowa „Perfect Days” składa się wyłącznie z muzyki, której słucha główny bohater. Zamiast kompozycji oryginalnych, widzowie – wraz z Hirayamą – słuchają, między innymi utworów Lou Reeda, Patti Smith i The Animals. Wim Wenders mówi, że wybór utworów był kluczowy dla storytellingu filmu, a postać Hirayamy w pewnym stopniu inspirowana jest… Leonardem Cohenem.

 


Fotos z filmu „Perfect Days”, fot.  materiały prasowe Gutek Film

 

Podobno Quentin Tarantino, zanim zaczyna pisać scenariusze, układa playlisty z muzyką, która ma trafić do filmu. W ten sposób jest w stanie uchwycić nastrój, który później przekłada na scenariusz i który odtwarza na planie. Podobnie wyglądał proces twórczy Wima Wendersa. Scenariusz „Perfect Days” w niewielkim stopniu wypełniają dialogi (Hirayama to prawdopodobnie jeden z bardziej powściągliwych i ważących słowa bohaterów ostatnich lat), a ich miejsce zajęły utwory muzyczne. Niedosyt słów wynagradzają widzom słowa piosenek, które dopowiadają świat wewnętrzny bohatera.

 

„Muzyka w tym wypadku stała się o wiele ważniejsza niż zazwyczaj. Pomogła opowiedzieć historię, wyjaśniając, kim mógł być i skąd pochodził Hirayama. Piosenki mogą w bardzo subtelny sposób opowiedzieć historię. Kiedy wraz z Takumą Takasakim (współscenarzystą filmu) zaczęliśmy pisać scenariusz, spodobał nam się pomysł kaset. Takich, które można mieć w starym, zdezelowanym samochodzie. Pomyślałem: »Powinniśmy odtworzyć to, czego słucha, ponieważ to pomoże nam zrozumieć, kim jest«” – mówił Wenders w rozmowie dla Cinema Daily US. Wybór utworów był naznaczony gustem samego reżysera. Naturalnym był dla niego wybór muzyki, której sam słuchał przed laty, przede wszystkim tej anglosaskiej. Wówczas pojawiła się obawa, czy taki portret gustu muzycznego Hirayamy będzie wiarygodny. Na ratunek Wendersowi przyszedł Takasi: „Nie martw się. Możesz być pewien, że w Japonii słuchaliśmy muzyki z lat 70-tych i 80-tych. Tak samo jak Ty słuchaliśmy The Rolling Stones, The Kinks i Velvet Underground” – Wenders cytuje skierowaną do niego odpowiedź współscenarzysty „Perfect Days” i dodaje: „Przypomniałem sobie wtedy, że jeden z dwóch razy w życiu widziałem The Kinks w Tokio i był to jeden z najlepszych koncertów, na jakich byłem. Zdałem sobie sprawę, że muzyka jest uniwersalnym językiem.”

 


Fotos z filmu „Perfect Days”, fot.  materiały prasowe Gutek Film 

 

Oprócz wspomnianych artystów w soundtracku „Perefct Days” pojawia się Lou Reed z pochodzącym z jego solowego albumu „Transformer” utworem „Perfect Day”. Nic dziwnego – Wim Wenders znany jest ze swojego zamiłowania do Reeda i The Velvet Underground: „Ten zespół uratował mi życie, dlatego Lou Reed jest potężnym głosem w filmie” – mówił Wenders w wywiadzie dla NME. Lou Reed zaliczył nawet cameo w jednym z filmów niemieckiego reżysera: „Tak daleko, tak blisko” (1993).

 

Jednak postać Hirayamy w pewien sposób zainspirował inny wielki muzyk. W 1994 roku Leonard Cohen – już wówczas weteran sceny muzycznej z 9 albumami na koncie – zamieszkał w Ośrodku Zen w okolicach Los Angeles. Przez kilka lat wstawał o 2:30, następnie przygotowywał posiłki dla swojego mistrza zen. Reszta dni upływała mu na medytacji. To doświadczenie sprawiło, że Cohen w swojej ocenie stał się innym człowiekiem. Swojemu mistrzowi Rōshiemu poświęcił kilka wierszy zawartych w publikacji „Book of Longing” (2006). „Leonard Cohen był moją wielką inspiracją. Poznałem go, gdy wrócił z klasztoru, w którym przebywał przez 10 lat. To był dobry model dla tej postaci” – czytamy słowa Wendersa w Cinema Daily US.


Ważne jest nie tylko czego słucha Hirayama, ale i jak słucha. W domu i w samochodowym schowku przechowuje jedynie kasety, a przewijanie taśm jest jego cotygodniowym rytuałem. Zapytany w jednej scenie o Spotify, myśli, że to jakiś tokijski sklep. Można w tym wątku odnaleźć ślady muzycznych pasji Wendersa, który przyznaje się do posiadania 20 000 albumów! Nieprzypadkowo reżyser zaplanował swoje cameo w scenie w sklepie z kasetami i winylami, do którego trafia bohater. W kolekcji kaset Hirayamy znajdują się takie albumy jak wspomniany „Transformer” Lou Reeda, ale też „Horses” Patti Smith, „Metamorphosis” The Rolling Stones, „Blowin' Your Mind!” Vana Morrisona, “The Animals” The Animals i „I Put a Spell on You” Niny Simone.

 


Plakat z filmu „Perfect Days”, fot.  materiały prasowe Gutek Film

 

Okazuje się, że szczególnie istotny dla procesu tworzenia scenariusza był utwór „Feeling Good” w wykonaniu Simone. „Słowa piosenki »Feeling Good« Niny Simone znalazły się na pierwszej stronie scenariusza. Nie były one nawet przeznaczone do wykorzystania w filmie. Były dla mnie pomocne, bo opisywały to, jak wyobrażałem sobie tę postać, jej filozofię i sposób życia. Były moim prologiem. Dopiero później zdałem sobie sprawę, że to najlepszy sposób na zakończenie filmu. Kiedy kręciliśmy ostatnie ujęcie, w którym po raz ostatni Hirayama słucha tej piosenki, jako widzowie zdaliśmy sobie sprawę, że on żył tą piosenką. Wiedział dokładnie, co śpiewa Simone. Te uczucia widać na jego twarzy. Śmiał się i płakał jednocześnie, i nie tylko on. Mój operator siedział obok niego i płakał jak dziecko, filmując Hirayamę słuchającego Niny Simone” – mówił Wenders w wywiadzie udzielonym Aframe – portalowi Amerykańskiej Akademii Filmowej.

 

 




Publikacja powstała w ramach
Społecznej kampanii edukacyjnej Legalna Kultura




Spodobał Ci się nasz artykuł? Podziel się nim ze znajomymi 👍


Do góry!