W cieniu dorosłości – „Bird”

CZYTELNIA KULTURALNA

/ Polecamy

W cieniu dorosłości – „Bird”

W cieniu dorosłości – „Bird”

08.08.25

Czy można dorastać, gdy świat wokół rozpada się na kawałki? Jak ochronić dziecięcą wrażliwość, kiedy dorośli nie dają dobrego przykładu, a rzeczywistość nie oferuje ucieczki? Bird, najnowszy film brytyjskiej reżyserki Andrei Arnold, to nie tylko opowieść o dorastaniu. To opowieść o nadziei. I o tym, że nawet w najbardziej pękniętym świecie da się znaleźć okruchy piękna.

 

W kinach można już oglądać jeden z najgłośniejszych tytułów ostatniego festiwalu w Cannes. „Bird” nie potrzebuje fajerwerków – porusza prostotą i autentycznością. Opowiada o 12-letniej Bailey, która próbuje odnaleźć siebie w świecie pełnym dorosłych, którzy sami są jeszcze zagubieni. Dziewczynka mieszka z ojcem, którego bardziej pochłania nowy związek niż własna córka, i starszym bratem, który również nie potrafi wypełnić pustki. W tym świecie, który dla dziecka jest zbyt głośny, zbyt niepewny i zbyt nieobliczalny, Bailey spotyka kogoś zupełnie innego – tytułowego Birda. Nie wiadomo do końca, kim jest – może dziwakiem, może aniołem. Ale z całą pewnością: kimś, kto dostrzega w niej coś, czego nie widzi nikt inny.

 

Andrea Arnold, znana z tak przejmujących obrazów jak „Fish Tank” czy „American Honey”, znowu sięga po temat dojrzewania w świecie bez filtra. Jej bohaterowie nie są krystaliczni, rzeczywistość nie jest wygładzona, a emocje nigdy nie są na pokaz. „Bird” to film, który nie moralizuje, nie tłumaczy się, nie stara się wzruszać na siłę. I właśnie dzięki temu – trafia prosto w serce.

 

To kino drogi, ale droga prowadzi tu nie tyle przez fizyczną przestrzeń, ile przez wewnętrzne przeobrażenie. Bailey i Bird ruszają razem w letnią podróż, ale tak naprawdę wyruszają w poszukiwaniu miłości, akceptacji i odpowiedzi na pytanie, kim są. I choć wokół nich panuje chaos, kamera łapie w kadrze chwile delikatne jak promień słońca na szybie – ulotne, ale zostające na długo w pamięci.

 

Wielką siłą filmu są aktorzy. Debiutująca Nykyia Adams to objawienie – jej ekranowa obecność emanuje autentycznością, portretując młodą dziewczynkę stojącą u progu dorastania, targaną sprzecznymi emocjami. Franz Rogowski jako Bird jest jak zjawa – jego obecność balansuje między snem a rzeczywistością. Barry Keoghan z kolei przynosi na ekran postać niepewnego ojca, któremu bliżej do dziecięcej impulsywności niż pełnoletniej odpowiedzialności.

 

Nie bez znaczenia jest również muzyka – z jednej strony melancholijna elektronika Buriala, z drugiej – energetyczne utwory Blur, The Verve, Coldplay czy Fontaines D.C., których piosenka „Bug” bezpośrednio łączy się z filmem. Dźwięki nie tylko uzupełniają obraz, ale same w sobie opowiadają równoległą historię o tęsknocie, młodzieńczej frustracji i potrzebie bliskości.

 

Bird to film, który się czuje, a nie tylko ogląda. To opowieść dla tych, którzy szukają w kinie emocji, a nie gotowych odpowiedzi. Dla tych, którzy nie boją się odrobiny bólu, jeśli w zamian dostaną coś prawdziwego. I dla tych, którzy wiedzą, że czasem jeden przypadkowy człowiek może odmienić całe życie.

 

Wchodząc na seans Birda, zostaw codzienność za drzwiami sali kinowej. Zanurz się w tej historii i pozwól, żeby zrobiła swoje. To nie będzie wygodna podróż. Ale może być jedną z tych, które zostają z nami na zawsze.



Zdjęcia: Materiały prasowe/Gutek Film





Publikacja powstała w ramach
Społecznej kampanii edukacyjnej Legalna Kultura




Spodobał Ci się nasz artykuł? Podziel się nim ze znajomymi 👍


Do góry!