Serwisy streamingowe a prawa autorskie

PRAWO W KULTURZE

/ Prawo w praktyce

Serwisy streamingowe a prawa autorskie

Serwisy streamingowe a prawa autorskie

21.03.18

W ciągu ostatnich kilku lat streaming zrewolucjonizował świat muzyki. Użytkowników Spotify, Deezera czy Tidala można już liczyć w setkach milionów. Część muzyków domaga się jednak większego poszanowania ich praw autorskich. Czy jesteśmy w przededniu zmian funkcjonowania serwisów streamingowych?

W sierpniu ubiegłego roku najbardziej znany serwis streamingowy Spotify, poinformował o zanotowaniu rekordowej liczby subskrybentów. 60 mln płatnych użytkowników (140 mln ogółem, licząc użytkowników korzystających z darmowej wersji), z czego 10 mln przybyło w ciągu kilku miesięcy. Te cyfry robią wrażanie i mimo silnej konkurencji ze strony np. wracających do łask płyt winylowych, streaming to dziś dominujący format sprzedaży muzyki. Jak wynika z informacji Amerykańskiego Stowarzyszenia Przemysłu Nagraniowego (RIAA), udział serwisów strumieniowych w przychodach branży muzycznej wyniósł w 2016 r. 51%. Pomimo tych fantastycznych wyników i uznania ze strony użytkowników, serwisy streamingowe mają kłopoty związane z prawami autorskimi do udostępnianych utworów.

Czym jest streaming i co tak naprawdę kupujemy?

Dzięki streamingowi użytkownik usługi ma nieograniczony dostęp do biblioteki plików (np. albumów muzycznych) oferowanej przez konkretny serwis. Najistotniejszą cechą mediów strumieniowych jest to, że subskrybent nie ściąga utworów, których chce posłuchać. Z dostępu do streamowanych treści możemy korzystać właściwie w każdym miejscu na świecie - pod warunkiem dostępu do Internetu i odpowiedniego urządzenia. Nic dziwnego, że streaming stał się globalnym hitem.

No dobrze, ale skoro jako użytkownicy nie kupujemy udostępnianych przez serwisy plików muzycznych, to za płacimy? Otóż po pierwsze trzeba stwierdzić, że zasady działania mediów oferujących usługi strumieniowe to kopalnia interesujących zagadnień prawnych. Aby przystępnie wytłumaczyć prawne aspekty działania tego typu serwisów, skupię się na usługach firmy Spotify, która jest największym graczem na światowym rynku mediów strumieniowych. Subskrybent pragnący stać się uprawnionym użytkownikiem wirtualnego zbioru muzycznego, zobowiązany jest do zawarcia umowy ze spółką Spotify Poland Sp. z o.o., co wiąże się z zaakceptowaniem Regulaminu i obowiązkiem przestrzegania zasad ustalonych przez skandynawskie przedsiębiorstwo. Najbardziej interesującym moim zdaniem aspektem jest jednak fakt, że ewentualne spory mogące wyniknąć w związku z korzystaniem z usług Spotify, zostały wprost poddane prawu szwedzkiemu oraz jurysdykcji właściwych lokalnych sądów[1] (w naszym przypadku chodzi oczywiście o sądy polskie). Nie wiem czy ten zapis został umieszczony w przedmiotowym regulaminie przez przypadek, ale należy z całą stanowczością stwierdzić, iż jest to zapis co najmniej nieprzemyślany. W przypadku ewentualnego sporu polskiego użytkownika z przedsiębiorstwem działającym na terenie Polski, dojdzie bowiem do sytuacji, w której miejscowy sąd będzie orzekał w oparciu o przepisu szwedzkiego prawodawstwa. Jest to sytuacja o tyle niekorzystna, że praktycznie uniemożliwia subskrybentom dokładne zorientowanie się we własnych prawach wynikających z zawartej umowy. Na szczęście nie doszło jeszcze do sytuacji (albo o niej nie słyszałem), w której spór prawny toczyliby prawnicy reprezentujący Spotify oraz "prywatny" użytkownik aplikacji. Słowa "prywatny" użyłem nie przez przypadek, gdyż licencja obejmuje zgodę na "własny, niekomercyjny użytek w celach rozrywkowych" co jest równoznaczne z zakazem innego niż prywatne korzystania z usług serwisu. Oznacza to, że każde publiczne odtwarzanie muzyki (np. w kawiarni albo w hotelu) wiążę się naruszeniem praw autora oraz zaakceptowanych przez użytkownika warunków regulaminu serwisu. Ostatnio pojawiły się informacje[2], o pracach nad nowym modelem biznesowym Spotify. W związku z stratami finansowymi i wizerunkowymi (o tym za chwilę), Szwedzi zapragnęli otworzyć się na ofertę B2B (ang. business to business) i położyć nacisk na współpracę z klientami komercyjnymi. Pomysł na nowy start-up pojawił się ponoć wtedy, gdy ludzie ze Spotify, zaczęli zwracać uwagę właśnie na publiczne odtwarzanie muzyki za pomocą ich serwisu - bary, puby czy restauracje robiły to bez wymaganych zezwoleń i licencji. Szwedzki streamingowy gigant, ponoć podjął już rozmowy z korporacjami takimi jak Sturbucks czy McDonald’s i bardzo możliwe, że już niedługo z głośników w lokalach tych marek poleci muzyka (za jej wybór będzie odpowiadał specjalnie napisany algorytm), mając wprawić klientów w dobre samopoczucie czy wręcz nakłonić do zakupów. Futuryzm (?) na najwyższym poziomie.

Kłopoty w raju

Pomimo wielkich technologicznych planów, przygotowań do wejście na giełdę oraz dobrze prezentujących się statystyk trzeba jednak przyznać, że ostatnie miesiące były dla Spotify niełatwe. Zwłaszcza gdy spojrzeć na kwoty pozwów skierowanych przeciwko szwedzkiemu przedsiębiorstwu. 1,6 mld dolarów - tyle, w pozwie złożonym w kalifornijskim sądzie, zażądała amerykańska firma Wixen Music Publishing, zarządzającą prawami autorskim takich artystów jak Weezer, Rage Against The Machine, The Doors, Janis Joplin czy Tom Petty. Sprawa rozpoczęła się w grudniu i podejrzewam, że będzie śledzona przez całą światową branżę muzyczną. Nie tylko ze względu na samą, ogromną kwotą, ale również z uwagi na przedmiot sporu. Wixen zarzuciło Spotify zbudowanie finansowego imperium za pomocą konsekwentnego naruszania praw twórców i tworzenia platformy nieuczciwych rozliczeń z artystami, których twórczość udostępniana jest przez Spotify. Co ciekawe, kwestia ta został poruszona nawet przed Kongresem Stanów Zjednoczonych, a to wszystko za sprawą otwartego listu, podpisanego przez m.in. Paula McCartney’a, U2, Taylor Swift i Billy’ego Joela. Artyści wyrazili swoje rozgoryczenie spowodowane kondycją współczesnej branży muzycznej oraz wnioskowali o nowelizację Digital Millenium Copyright Act (akt prawny regulujący zagadnienia ochrony własności intelektualnej w środowisku cyfrowym). Ich zdaniem aktualne zapisy ustawy mają być korzystniejsze dla wielkich koncernów muzycznych i serwisów streamingowych, które zgarniają lwią cześć z dochodów całej branży muzycznej. Ujawniona jakiś czas temu treść umowy zawartej pomiędzy Spotify a Sony Music Entertainment, zdaje się potwierdzać zarzuty wysunięte przez artystów. Kontrakt opiewający na ponad 25 mln dolarów, zakłada, że 60% wpływów z odtworzeń muzyki wydanej (bądź w inny sposób powiązanej) przez Sony, zostaje w tej właśnie wytwórni. Dodatkowe zapisy czy uboczne klauzule (dotyczące np. przestrzenie reklamowej), pozwalają koncernowi na zarobienie jeszcze większych pieniędzy, co niestety nie przekłada się na wynagrodzenia wypłacane artystom.

Większość użytkowników i obserwatorów branży z przekonaniem stwierdzi, że streaming to przyszłość muzyki. Ludzie dziś wymagają szybkich i wygodnych rozwiązań, a serwisy takie jak Spotify, Tidal czy Deezer umożliwiają nam błyskawiczny i legalny dostęp do praktycznie każdej muzyki. Nie należy jednak zapominać, o prawach artystów, bez których streaming nie miałby przecież sensu, a wielkie firmy nie zarobiłby astronomicznych sum, o których piszą światowe media.

Paweł Kowalewicz

Artykuł napisany w ramach Społecznej kampanii Legalna Kultura. Projekt dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

[1] Zob. punkt 24.1 „Regulaminu korzystania z serwisu Spotify” - Prawo właściwe / Właściwość sądu

[2] o sprawie informował m.in. portal TechInsider




Publikacja powstała w ramach
Społecznej kampanii edukacyjnej Legalna Kultura






Publikacja powstała w ramach
Społecznej kampanii edukacyjnej Legalna Kultura
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Spodobał Ci się nasz artykuł? Podziel się nim ze znajomymi 👍


Do góry!