Rozmowy
O pracy twórczej, rzemiośle i artystycznych zmaganiach. O rozterkach w kulturze i jej losach w sieci, rozmawiamy z twórcami kultury.
Każdy bukiet ma swoją cenę

CZYTELNIA KULTURALNA

/ Rozmowy

Każdy bukiet ma swoją cenę

Każdy bukiet ma swoją cenę

24.09.12

Z Agą Zaryan – wokalistką jazzową, Pierwszą Damą Polskiego Jazzu, rozmawiała Marzena Mróz. Jaka była muzyczna droga wokalistki? Skąd pochodzi jej pseudonim artystyczny? Jak udało się zdjąć Czesława Miłosza z piedestału? Co wspólnego ma cena płyty z bukietem kwiatów? Co artystka sądzi o legalności kultury?

 

Marzena Mróz: Mogłaś zostać mistrzynią kortów Wimbledonu, a tymczasem postanowiłaś śpiewać. Czy to był świadomy wybór?

Aga Zaryan: Jak najbardziej świadomy. Dziś cieszę się, że w odpowiednim momencie zrezygnowałam ze sportu i zajęłam się sztuką. Zdecydowałam się na muzykę, bo choć zdobyłam mistrzostwo Warszawy juniorów młodszych jako czternastolatka – nie miałam szans, żeby zostać Radwańską. Muzyka daje mi poczucie wolności, dzięki niej mogę wyrazić siebie bez konieczności ścigania się z innymi.

 

Kto lub co zadecydowało, że wybrałaś właśnie muzykę?

Aga Zaryan: Na pewno dały o sobie znać geny. Mój ojciec jest klasycznym pianistą, wuj  pianistą jazzowym, dziadek – choć z wykształcenia był prawnikiem i dziennikarzem – miał fantastyczny głos i namawiano go do zajęcia się śpiewem operowym. Szlak jazzowy pojawił się w moim życiu dość późno, miałam dwadzieścia lat. Kiedy zaczynałam się uczyć śpiewu, nie byłam pewna swojej muzycznej drogi życiowej; dopiero kiedy usłyszałam pełne harmonii utwory Elli Fitzgerald – klasycznej ikony jazzu, a potem najlepiej sprzedającą się płytę w dziejach światowego jazzu, którą jest „Kind of Blue” Milesa Davisa – już wiedziałam, że to jest moja przystań. Z niej postanowiłam wypłynąć na głębokie i szerokie morze jazzu. I tak sobie już od szesnastu lat płynę i – co najciekawsze –  nie widać brzegu.

 

Nurt Cię porwał?

Aga Zaryan: Mam świadomość, że jeszcze wiele przystani przede mną. Gdybym została tenisistką, już powoli myślałabym o zakończeniu kariery. Tymczasem, śpiewając, mam poczucie, że wszystko, co najlepsze jest przede mną. Kobieta po trzydziestce w świecie jazzu jest jeszcze pod pewnymi względami zielona. To nie pop, gdzie w wieku czterdziestu lat przechodzi się na emeryturę i większość czasu spędza w siłowni. Jazz to coś bardzo pojemnego!

 

Jakie masz jeszcze talenty, o których nie wiemy?

Aga Zaryan: Gdybym nie została wokalistką jazzową, najprawdopodobniej zajęłabym się psychologią lub dziennikarstwem. Lubię kontakt z ludźmi, interesuje mnie drugi człowiek, lubię słuchać innych, cieszę się, kiedy mogę doradzić, pomóc. Myślałam też bardzo poważnie o aktorstwie, ale dobrze, że wycofałam się w porę z tych planów. Gdybym oddała się aktorstwu, nie mogłabym poświęcić się jazzowi, który tak kocham. Poza tym wydaje mi się, że życie aktorów w dzisiejszych czasach jest jeszcze trudniejsze niż życie muzyków. Nie lubię kompromisów artystycznych,  za bardzo szanuję muzykę, żeby pójść na łatwiznę, czy dać się namówić na projekt, do którego nie jestem przekonana.

 

Twoje płyty: „Księga olśnień” i „Umiera piękno” – z założenie przedsięwzięcia niekomercyjne – odniosły wielki sukces.

Aga Zaryan: Choć nie były to projekty dla mas, mają wielu fanów. Przykład mojego sukcesu obala mit, że w ciężkich czasach trzeba iść na skróty. Inteligentni słuchacze, szukający piękna w tekście i muzyce, wręcz czekają na wymagające projekty. Ja nie narzekam na sprzedaż płyt! Wiem, że czasy, kiedy sprzedawało się setki tysięcy krążków minęły bezpowrotnie. Nie mam też poczucia, że moja muzyka jest masowo nielegalnie kopiowana. Wiem, że teoretycznie można ją ściągnąć z internetu, ale wierzę, że odbiorca muzyki jazzowej ma na tyle przyzwoitości, że tego nie robi.

 

Która z płyt najbardziej wyraża Ciebie? Z którą najbardziej się identyfikujesz?

Aga Zaryan: Zawsze z tą, nad którą aktualnie pracuję. Muzyka jest jak nurt rzeki, a woda wciąż przepływa. W tym momencie jestem tu i teraz. Każdy album jest podsumowaniem jakiegoś etapu w moim życiu. Oczywiście są projekty ponadczasowe, jak choćby wspomniany Umiera piękno” – płyta, do której wracamy co roku przy okazji rocznicy Powstania Warszawskiego, czy Księga olśnień” z tekstami wierszy Czesława Miłosza i jego ulubionych poetek. Bliskie mi tematy, w związku z tym te płyty będą mi prawdopodobnie towarzyszyły zawsze.

 

Jak Ci się śpiewa intelektualne teksty Miłosza?

Aga Zaryan: Sama wybrałam te wiersze, mam poczucie, że w ten sposób przytuliłam Miłosza do serca. Są to teksty uniwersalne, takie, które trafiają w czułą strunę słuchacza. Wyzwaniem była dla mnie dykcja, starałam się zaśpiewać te utwory bez nadmiernego teatralnego zadęcia. Muszę też przyznać, że anglojęzyczną wersję tej płyty śpiewało mi się zdecydowanie łatwiej. Teraz, koncertując już przed publicznością, mam poczucie, że udało się nam zdjąć naszego wielkiego poetę z piedestału i pokazać jego ludzką naturę. Muzyka być może niektórym przybliżyła jego twórczość.

 

Jak się czujesz w roli Pierwszej Damy Polskiego Jazzu? Bo tak Cię okrzyknęli czytelnicy magazynu „Jazz Forum”.

Aga Zaryan: To jest bardzo miłe, ale do plebiscytów trzeba mieć wielki dystans. Wszystkie nagrody cieszą, nobilitują i stawiają poprzeczkę wyżej. Za takie wyróżnienie trzeba podziękować i pójść dalej. Tworzymy przecież nie dla nagród czy słupków popularności, lecz z potrzeby serca. Ale nie ukrywajmy: kiedy mamy odbiorców, osiągamy jako twórcy pełnię szczęścia.

 

Legendarna wytwórnia płytowa Blue Note Records, która wydaje Twoje płyty, otworzyła Ci okno na świat. Czy to również oznacza, że tantiemy z zagranicy płyną na Twoje konto szerokim strumieniem?

Aga Zaryan: Powiem tylko tyle, że raz na jakiś czas przychodzi przelew z Japonii czy Turcji i to jest bardzo miłe. Moje płyty są również dostępne w iTunes i w Amazon. Wpływy ze sprzedaży muzyki w internecie są coraz wyraźniejsze i to jest dobry znak.

 

Co sądzisz o legalności kultury?

Aga Zaryan: Wiem, że moje utwory są gdzieś w sieci do ściągnięcia za darmo. Ciężka jest walka z tym procederem. Po jednym z koncertów podszedł do mnie mężczyzna z moją płytą przegraną nielegalnie, z powieloną okładką i... poprosił o autograf. Kulturalnie wytłumaczyłam mu, dlaczego swojego podpisu na tym krążku złożyć nie mogę. Pan tłumaczył, że nie stać go na płytę, więc musiał sobie ją przegrać. Z jednej strony było mi tego człowieka zwyczajnie po ludzku żal, a z drugiej strony wiedziałam, że składając autograf, dałabym przyzwolenie na piractwo.

 

Co sądzisz o pomyśle, żeby każdy płacił za utwór muzyczny w internecie tyle, na ile go stać?

Aga Zaryan: Kupowałam niedawno kwiaty. Na bukiecie była karteczka z konkretną ceną, a nie ze słowami – zapłać, ile możesz. To dla mnie jasna sytuacja – każdy powinien dostawać konkretną zapłatę za swoją pracę. Jeśli płyta czy bukiet zostały wycenione, to znaczy, że tyle kosztują. Wszystko ma swoją cenę i nie można z tym faktem dyskutować. Artysta to zawód jak każdy inny.

 

 

Dlaczego tak piękne, wiele mówiące o muzyce nazwisko panieńskie Skrzypek – zamieniłaś na Zaryan?

Aga Zaryan: Wokaliści jazzowi często przybierają pseudonimy. Przykłady? Proszę bardzo, choćby Frank Sinatra, Nina Simone czy Billie Holiday. Poza tym nikt na świecie nie mógł wymówić mojego rodowego nazwiska. Dlatego zdecydowałam się na imię i nazwisko, które łatwo wymówić pod każdą szerokością geograficzną. Mój pseudonim nawiązuje do nazwiska mojego ukochanego dziadka, który brał udział w Powstaniu Warszawskim. Nazywał się Jan Zarański. Stąd rodzinna decyzja, aby Skrzypek zamienić na ciekawą zbitkę liter, łatwą do wymówienia czy to w Japonii, czy w Norwegii. I muszę przyznać, że Aga Zaryan przyniosła mi szczęście! Od chwili, kiedy wymyśliłam ten pseudonim, zaczęła się moja dobra passa.

 

Oby trwała zawsze! Dziękuję za rozmowę.

 



 

 foto: Facebook AGA ZARYAN




Publikacja powstała w ramach
Społecznej kampanii edukacyjnej Legalna Kultura




Spodobał Ci się nasz artykuł? Podziel się nim ze znajomymi 👍


Do góry!