Rozmowy
O pracy twórczej, rzemiośle i artystycznych zmaganiach. O rozterkach w kulturze i jej losach w sieci, rozmawiamy z twórcami kultury.
Mumio. Teatr jest naszym domem

CZYTELNIA KULTURALNA

/ Rozmowy

Mumio. Teatr jest naszym domem

Mumio. Teatr jest naszym domem

14.06.19

– Wszyscy jako ludzie jesteśmy absurdalni, tylko ten absurd chowamy. Gdybyśmy mieli zainstalowane w każdej łazience kamery i gdybyśmy widzieli co ludzie wyczyniają myjąc zęby lub goląc się czy depilując różne części twarzy… Zachowują się bardzo absurdalnie, ale potem ubierają się w mundurek, krawacik i koniec – mówi Jacek Borusiński, 1/4 zespołu Mumio. Tuż przed Mumio Festivalem "Ktoś zapukał mi do buta, czyli 21 lat Mumio" z aktorami Jadwigą i Dariuszem Basińskimi oraz Jackiem Borusińskim rozmawia Joanna Sławińska, dziennikarka Polskiego Radia.


Spotykamy się przed Mumio Festivalem "Ktoś zapukał mi do buta, czyli 21 lat Mumio"?

Dariusz Basiński: Tak, przed nami Mumioleusz!

Jacek Borusiński: To jest nieoficjalna nazwa jubileuszu, którą teraz ujawniamy.

Ujawniają: Dariusz Basiński, Jadwiga Basińska i Jacek Borusiński.

Jadwiga Basińska: Brakuje tu z nami Tomasza Drozdka, który teraz prawdopodobnie jedzie z instrumentami, bo za chwilę gramy spektakl.

Dariusz: Tomek jest m.in. naszym muzycznym oprawcą.

Oprawca to brzmi ładnie. Cztery lata już współpracujecie, czyli Tomasz nie jest taki zupełnie świeżutki…

Dariusz: O dłużej nawet, Tomasz to jest człowiek, który odkrył Mumio oglądając codziennie na squacie "Lutownicę" (red. pełna nazwa to "Lutownica, ale nie pistoletowa, tylko taka kolba"). Jest dużo młodszy od nas, nie bójmy się tego słowa. Oglądał Mumio i był - jak sam siebie określił - naszym fanem. I potem połączyło nas życie. Teraz pracujemy razem.

Jacek: Ale z drugiej strony świeżość też zachowuje. Wniósł świeżość i ją zachowuje, ponieważ dużo ćwiczy fizycznie. Zażywa kąpieli i bardzo często chodzi boso.

Dariusz: Aktorsko się rozwija.

Te kąpiele, to rzecz godna odnotowania, zwłaszcza latem. Słuchajcie, ale jedna rzecz mnie nurtuje. Moja prababcia Marianna odejmowała sobie 2 lata, i nawet jak miała 96 lat, to twierdziła, że ma 94. Chciała być młodsza. Nie bez powodu o tym wspominam, zastanawiam się bowiem, dlaczego Wy sobie odejmujecie kilka lat, wszak jesteście jeszcze całkiem młodzi. "21 lat Mumio"… Ale na Waszej stronie oficjalnej zauważyłam, że właściwie Mumio istnieje od 1995 roku, czyli za rok będziecie mieli ćwierć wieku.

Jadwiga: Ja się nad tym zastanawiałam. Może myśleliśmy o tym naszym pierwszym przedstawieniu, którego tytuł brzmi "Kabaret Mumio", i on swoją premierę miał w 1998.

Różnie różne źródła podają, niektóre że w 1995, inne w 96, a jeszcze inne w 98. Coś kręcicie ze swoim wiekiem, a mimo to wciąż jesteście - trzymajmy się tego określenia - świeży. "Kabaret Mumio", to było przedstawienie, wbrew temu co sądzi szeroka publiczność nazywająca Was kabaretem.

Dariusz: Przecież wolno w teatrze nazwać spektakl tytułem "kabaret… jakiś" , Teatr Witkacego wystawiał "Cabaret Voltaire".

Jacek: To była nasza inspiracja, sytuacja, że teatr pokazuje kabaret, że aktorzy teatralni grają kabaret. Zresztą w naszym spektaklu to troszeczkę widać. Mamy stoliczek, który jest taką garderobą widzianą i publiczność może zauważyć kiedy jesteśmy w roli, a kiedy nie. Wchodzimy na scenę i stajemy się postaciami teatralnymi, a schodzimy i jesteśmy aktorami w przestrzeni półprywatnej.

Dariusz: To metaspektakl wręcz.


MUMIO (Dariusz Basiński, Jadwiga Basińska, Jacek Borusiński), fot. Katarzyna Rainka

Meta, meta… a do "mety" jeszcze daleko! Od 17 do 27 czerwca potrwa Mumio Festival w Warszawie, w Teatrze Ateneum. Ale będziecie nie tylko w Warszawie?

Jacek: W naszych terenach rodzinnych, w Katowicach, w Teatrze Śląskim im. Wyspiańskiego - 6, 7 i 8 września.

Jadwiga: Później Wrocław - może Capitol, tam Mumio zrobiło premierę "Welcome Home Boys", na pewno scena Impart, nie znamy jeszcze dat, to będzie późna jesień.

Dariusz: Mamy też nadzieję, że może Kraków, Gdańsk, Szczecin.

Jacek: Te miasta biją się o ten festiwal. Na razie Warszawa, Katowice i Wrocław wygrały pierwszą rundę.

Dariusz: I z racji naszego spektaklu "Przybora na 102" niebagatelną rolę odgrywają Brzeszcze. Mamy nadzieję, że kiedyś w Brzeszczach też zagramy.

Jacek: Ale zaczynamy 17 czerwca w stolicy spektaklem "Welcome Home Boys". Ja ten spektakl bardzo lubię. To połączenie filmu i sceny. Nie zauważą Państwo gdzie akcja się dzieje, czy na scenie, czy na ekranie. Spektakl jest po liftingu, skróciliśmy go i jesteśmy bardzo podekscytowani tym wznowieniem.

Dariusz: Ale ci, którzy byli szczególnie przywiązani to tego co wycięliśmy ze spektaklu mogą być zrozpaczeni, i ta rozpacz spowoduje, że może wrócimy znowu do pierwotnej wersji!

"Welcome Home Boys" spaja Wasze dotychczasowe poszukiwania formy, bo wy się tak przepoczwarzacie od teatru i form quasi kabaretowych - jak wspomniany "Kabaret Mumio" - poprzez przedstawienie "Przybora na 102"… a teraz właśnie jest kino-teatr "Welcome Home Boys", w którym następuje interakcja pomiędzy postacią na ekranie czyli Dyrektor Popławską, graną przez Jadwigę, a Darkiem i Jackiem, oraz Tomkiem, którzy są na scenie. Projekcje na ekranie są czasem we współczesnych teatrach używane dla uzupełnienia tego, co na scenie…

Dariusz: … ale nie w takim zakresie jak u nas w "Welcome Home Boys". Chodzi właśnie o tę interakcję pomiędzy postaciami z ekranu i na scenie, i to jest prawdopodobnie dosyć rzadko spotykane w teatrze, choć nie śledziliśmy wszystkich spektakli świata. Ale jest nam niezmiernie miło, że przenieśliśmy na scenę teatralną coś, co było w "Purpurowej róży z Kairu" Woody'ego Allena, czy w "Ucieczce z kina Wolność" Wojciecha Marczewskiego. A czemu to się nie dzieje na ogół w takim zakresie w teatrach? Teatry pracują nad spektaklem średnio dwa do czterech miesięcy. Żaden teatr normalny, rozsądny, nie zrobi tego co Mumio robi, czyli pracuje nad spektaklem 4 lata, żeby to doszlifować, nakręcić materiały.

Improwizacja, czyli Wasza charakterystyczna forma, w tym przypadku chyba nie jest możliwa, tak myślę, skoro postać ze sceny ma reagować na to, co na ekranie?

Jadwiga: A jednak improwizacja jest mocno obecna w tym spektaklu. Ja co prawda w "Welcome Home Boys" jestem tylko na ekranie, ale postaci na scenie, które tańczą albo rozmawiają, mogą improwizować.

Darek: Da się… trzeba wiedzieć tylko, jakie jest ostatnie zdanie postaci z ekranu i kiedy pada następne.

Jacek: Jest taka scena w pociągu, kiedy ja rozpoczynam rozmowę z pasażerami, i to jest partytura, a później, odchodzę w improwizację, i w ustalonym momencie muszę tę improwizację skończyć, żeby załapać się na wspólny finał z ekranem. To jest strasznie trudne, żeby się zgrać, ale też jest to rajcujące, bo nie wiadomo co się wydarzy, czy człowiek zdąży, czy nie zdąży. Jak w pociągu.

A dlaczego tytuł: "Welcome Home Boys" jest taki - jak sami mówicie, i to jest przykład Waszego słowotwórstwa - stanozjednoczański?

Darek: Ponieważ w Polsce jak wracali chłopcy z wojny nikt nie pisał transparentów: "Welcome Home Boys". To nie jest w polskiej kulturze przyjęte. A tutaj mamy to doświadczenie, że rzeczywiście chłopcy wracają z bardzo poważnej rzeczywistości, no i jakby to brzmiało po polsku? Witamy chłopcy w domu? Poza tym tam jest wojna, są alianci, różne rzeczy się dzieją. Amerykanin jest nieprzypadkowy.

Jacek: "Welcome Home Boys" też dla nas ma znaczenie. Tym spektaklem chcieliśmy tak naprawdę zakomunikować, że teatr jest właśnie naszym domem. Czyli wracamy i mówimy: "Słuchajcie tu jest nasz dom. Teatr to jest to miejsce z którego się wywodzimy, z którego wyszliśmy i do którego wracamy". W warstwie fabularnej - nie chcemy do końca tego zdradzać - odbywamy pewnego rodzaju podróż. Fabuła meandrów zmierza do tego żebyśmy my, ja i Darek, spotkali się z naszą mamą.

Ta mama jest maleńka, i pojawia się pragnienie, żeby urosła. I do czego jest tutaj potrzebny ogórek w całej tej historii?

Darek: Oj, nie wiem czy możemy zdradzać!

Jadwiga: To jest baśń.

Darek: Uniekiszone ogórki to poważna sprawa. Potem Państwo zaczną sprawdzać ogórki. Teraz ogórek jest bardzo drogi, w obliczu niedawnych powodzi. Więc nie możemy za dużo wyjawić.

Jadwiga: Ale ja bym kilka haseł rzuciła.

Darek: Oj, nie!

Ale możecie zdradzić tak, żeby nie zdradzić.

Jadwiga: Bracia szukają, czego szukają?

Dobrze, szukają ogórka, ogórek jest kluczowym warzywem w tej historii.

Darek: Prawie jedynym.

Jadwiga: To jest historia baśniowa.

Jacek: To był tekst, gdzie mieliśmy założenia, wiedzieliśmy, że chcemy opowieść taką trochę historię wędrującą, że… tak jak w baśni, bracia pewnego dnia wyruszają z domu, żeby szukać czegoś, co spowoduje uzdrowienie lub przemianę bohatera. Ten tekst jest napisany przez nas do pewnego stopnia jako dramat, ale też w dużej mierze do-improwizowany na scenie, więc teraz ja np. przygotowując się do spektaklu 17 czerwca, spisuję sobie ten tekst z nagrań i wpisuję go w tę dramatyczną ramę, czyli to będzie takie… dramatopisarstwo odwzorowujące ze sceny.

Jadwiga: Ale ten wyjściowy tekst został przez was napisany wspólnie z Tomkiem.

Darek: Tekst wyjściowy, historia którą stworzyliśmy tym razem we czterech, bo wspólnie z Tomkiem Drozdkiem i jeszcze Jarkiem Januszewiczem, ulegała wielokrotnym zmianom. Docieraliśmy ten spektakl podczas prób. Myślę, że tekstów, które wyleciały wystarczyłoby na drugi spektakl, taki łatwo śmieszny.


MUMIO (Jadwiga Basińska, Jacek Borusiński, Dariusz Basiński), fot. Katarzyna Rainka

Cieszy mnie fakt, że wraz z pojawieniem się Mumio, powraca humor absurdalny. W ogóle wywodzicie się chyba z tej tradycji humoru absurdalnego, który miał się w Polsce kiedyś dobrze, za sprawą chociażby Teatrzyku Zielona Gęś, czy Kabaretu Starszych Panów, a od jakiegoś czasu zanika. I kiedy już zwątpiłam w to, że nasza publiczność jeszcze odbiera ten rodzaj humoru, zobaczyłam, że na Waszych przedstawieniach, ludzie się zaśmiewają i reagują fantastycznie, właśnie na tę absurdalność. Jakby tęsknili do tego.

Darek: Ja się obawiam słowa absurdalność, bo ono bywa zamykające, choć dla mnie bardzo szerokie. Bo jest wiele różnych poziomów, rodzajów absurdu. Jest absurd bardzo prosty, burleskowy, przykładem będzie film "Shrek", czy ptaszek, który w starych filmach Disneya pięknie śpiewa i się w trelach rozpływa, tutaj na koniec wybucha. Takie proste odwrócenie o 180 stopni. Nas ten absurd nie pociąga. Raczej interesuje nas boczna uliczka, gdzie ten absurd robi się absurdem do kwadratu. Lubimy jednak jak jest on osadzony trochę w życiu, jak ma swoją dozę liryzmu, melancholii pewnej. Nie jesteśmy więc absurdalistami sensu stricte.

Jacek: No, ale tak czy inaczej, na pewno nas interesuje żart smaczny, żart artystyczny.

Nie chodzi Wam o wywracanie się i poślizgnięcie się na skórce od banana, tylko żarty bardziej wyrafinowane, często żarty słowne.

Darek: Na przykład, co z takiego poślizgnięcia się na skórce z banana można wyciągnąć takiego, że nagle wystrzeli ten banalny gag w zupełnie inną orbitę. I wtedy zwykłe poślizgniecie nie jest już takie banalne, tylko absurdalne właśnie, inaczej rozegrane, o co innego tutaj chodzi.

Jadwiga: Ja to w ogóle uważam, że robię rzeczy absolutnie realne i rzeczywiste, takie które istnieją. One nabierają absurdalnego wymiaru dlatego, że są pokazywane na scenie. Na przykład nasze rozmowy w reklamach, w salonie sprzedaży, były takie, jak te, które my prowadzimy normalnie w życiu. Tyle tylko, że pojawiła się kamera i ona wychwyciła, uwypukliła tę dziwność, i okazało się, że to jest bardzo śmieszne. W naszych gagach reklamowych, nie padały jakieś super śmieszne słowa, to były normalne rozmowy ludzi, które nabierały absurdalnego, abstrakcyjnego wymiaru na ekranie. Ludzie się śmieją, bo widzą siebie, myślą: "przecież ja się tak też zachowuję".

Darek: To jest nasze podsłuchiwanie rzeczywistości i wyciąganie takich zbitek, które normalnie toną w morzu słów, a kiedy je wyciągamy, to one stają się osobnym światem.

Jacek: Wszyscy jako ludzie jesteśmy absurdalni, tylko ten absurd chowamy. Gdybyśmy mieli zainstalowane w każdej łazience kamery i gdybyśmy widzieli co ludzie wyczyniają myjąc zęby lub goląc się, czy depilując różne części twarzy… Zachowują się bardzo absurdalnie, ale potem ubierają się w mundurek, krawacik i koniec.

W "Welcome Home Boys" pojawiają się nietuzinkowe postacie, np. pan z saturatorem - Jacek Borusiński w tej roli - i tam pada takie cudowne określenie, które teraz zacytuję, mianowicie "areał napięć". Jaki więc jest areał napięć miedzy Wami, kiedy tworzycie teksty i te wszystkie rozmaite sytuacje, które nam pokazujecie na scenie? Jak ze sobą pracujecie?

Jacek: Jesteśmy dla siebie rodzajem bezpieczników, tzn. jeśli ktoś z nas przynosi tekst, czy pomysł, to pozostali mają uwagi "tu już jest za daleko, tu jest za mocno, tu jest za bardzo… zbyt oczywista droga, za śmiesznie w tym sensie, że za prosto". Często pada komentarz, że "to jest za bardzo kabaretowe, uważajmy na to". Myślę, że taka cecha relacji jest bardzo istotna.

Jadwiga: Gdy pracujemy nad konkretnym spektaklem, to po prostu spotykamy się, siadamy i rozmawiamy. Pamiętam, że w "Kabarecie Mumio" mieliśmy pełno kartek z tekstami Darka i tak sobie wybieraliśmy: "słuchajcie, ja bym wzięła to". Tak też było w przypadku spektaklu "Przybora na 102" - myśmy sobie wybrali piosenki, które chcemy zaśpiewać, wzięliśmy je do domu, każdy z nas sam nad tym pracował. Potem się spotykaliśmy i mówiliśmy, że trzeba iść w tę albo w tamtą stronę.

"Przybora na 102" to kolejny spektakl, który wykonujecie z okazji Mumioleuszu, na festiwalu "Ktoś zapukał mi do buta". To jest oczywiście inspirowane tekstami Jeremiego Przybory, ale jest duży wkład Wasz.

Dariusz: Nam jest niezmiernie miło, bo niektórzy widzowie naprawdę nie wiedzą, który tekst jest Jeremiego Przybory, poza piosenkami, które wiadomo, że są Przybory i Jerzego Wasowskiego. Ale monologi, dialogi często są dla widzów nieidentyfikowane, nie wiedzą, który tekst jest z Kabaretu Starszych Panów, a który nasz, i dla nas jest to ogromny komplement. Pojawiają się też improwizacje i widzowie też nie wiedzą, czy to jest improwizacja, czy tekst napisany.

Jadwiga: Ten spektakl tworzyliśmy wspólnie z Magdą Umer i ważne było dla nas, aby z nami zagrała. Fabuła jest taka - przychodzą do Ciotki Mizerii (w tej roli Magda Umer) postaci z Kabaretu Starszych Panów ze swoimi problemami. W to wplecione są piosenki. Oczywiście stelaż jest, wiemy z czego wychodzimy i do jakiego momentu mamy dojść, ale poza tym wypełniamy to improwizacjami. Dwie scenki: Makbet i Desdemona oraz scenka w pociągu były napisane przez Jeremiego Przyborę, a ludzie nam ich gratulują. I odwrotnie, kiedy Darek opowiada historię Przyprzążki, to ktoś mówi, że cudownie to pan Jeremi wymyślił, a to jest absolutnie historia i tekst Darka.


MUMIO (Dariusz Basiński, Jadwiga Basińska, Jacek Borusiński), fot. Katarzyna Rainka

W scenie z Ciotką Mizerią jest postać, która przedstawia się jako Przyprzążka.

Dariusz: To ktoś taki kto jest przyprzęgnięty, wleczony. Przyprzążka to jest oczywiście słowo istniejące, ale zapomniane. To był ten dodatkowy koń, który był przyprzęgany do zaprzęgu. To rodzinne słowo jest, mojej cioci i wujka. Moja przyprzążka.

Ale jak pasuje do Kabaretu Starszych Panów!

Jacek: Ciocia i wujek są niemal wyciągnięci z Kabaretu Starszych Panów.

Ciotka Mizeria Was przytula do serca w tym spektaklu, jest taką miłą, ciepłą ciotką.

Jadwiga: Mnie się wydaje, że to my ciągle przytulamy Ciotkę Mizerię.

Darek: Ale lubisz się do ciotki przytulić.

Jadwiga: Bo ciotka mi wyznaje, że jesteśmy do siebie szalenie podobne. To zresztą pojawiło się w jakimś spektaklu, że Magda Umer patrzy na mnie i mówi: "wiesz co, mi się wydaje, że jesteśmy do siebie szalenie podobne, tylko ja jestem starsza". Magda jest świetna też w improwizacji.

Darek: To jest ukryty talent improwizatorski.

Jacek: To bardzo niecodzienne, żeby spotkać na jednej scenie cztery byty, które uwielbiają improwizację jako ten sposób bycia na scenie.

Jadwiga: A propos przytulenia, to tak nam też mówią widzowie, że - oprócz tego, że dobrze się bawią na tym przedstawieniu - czują się utuleni, ukochani.

Jacek: Myślę, że zarówno w Kabarecie Starszych Panów jak i u nas, postaci są szalenie hołubione, jeśli nawet mają swoje słabości, potknięcia i biedy, to my te słabości, potknięcia i biedy akceptujemy, właśnie przytulamy te postaci do siebie i one też nas przytulają. I myślę, że dla Jeremiego Przybory też to było bardzo ważne.

Darek: No tak, tak powiedziałeś jakbyśmy się spotkali. Ale w jakimś sensie spotkaliśmy się bo rzeczywiście Jeremi Przybora miał okazję widzieć nasz spektakl na żywo, ale też chyba na kasecie VHS i wtedy zostaliśmy ogromnie skomplementowani, ale nie będziemy tego cytować bo nam nie wypada.

Ależ proszę.

Darek: Ależ nie. I potem doszło do takiego momentu, że był taki ścisk, jakiś korek, zator po spektaklu, tak że nie spotkaliśmy się fizycznie z Mistrzem.

Jadwiga: Magda Umer - dlatego to wypada mi powiedzieć - jest przekonana, że gdybyśmy żyli w tamtych czasach z Jeremim Przyborą to na pewno bylibyśmy trzonem zespołu w Kabarecie Starszych Panów czy jakichkolwiek innych produkcjach. Bo rzeczywiście coś się takiego dziwnego wydarzyło, że mimo naszej mumiowatości, która jest pewną odrębnością na pewno od świata Jeremiego Przybory i Jerzego Wasowskiego, to jednak jest duży zbiór wspólny. Oczywiście my jesteśmy w pewnym sensie spadkobiercami - wszyscy oglądaliśmy Kabaret Starszych Panów, bo to było coś niezwykłego wiele lat przed naszym urodzeniem.

Jacek: Jeremi Przybora jest ojcem nie tylko spotkania z Magdą i tego spektaklu, jest również ojcem kompletnie innej współpracy.

Ale o tym porozmawiamy podczas naszego kolejnego spotkania. Dziękuję za rozmowę.

Jadzia, Darek i Jacek: A my zapraszamy wszystkich fanów Legalnej Kultury na Mumio Festival, pierwszy spektakl już w najbliższy poniedziałek.

Przeczytaj drugą część wywiadu...


MUMIO (Dariusz Basiński, Jadwiga Basińska, Jacek Borusiński) i Joanna Sławińska, fot. Katarzyna Rainka

Rozmawiała: Joanna Sławińska
Zdjęcie główne i slider: Katarzyna Rainka




Publikacja powstała w ramach
Społecznej kampanii edukacyjnej Legalna Kultura






Publikacja powstała w ramach
Społecznej kampanii edukacyjnej Legalna Kultura
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Spodobał Ci się nasz artykuł? Podziel się nim ze znajomymi 👍


Do góry!