Rozmowy
O pracy twórczej, rzemiośle i artystycznych zmaganiach. O rozterkach w kulturze i jej losach w sieci, rozmawiamy z twórcami kultury.
Aga Zaryan. Szybuję w różnych kierunkach

CZYTELNIA KULTURALNA

/ Rozmowy

Aga Zaryan. Szybuję w różnych kierunkach

Aga Zaryan. Szybuję w różnych kierunkach

07.12.18

– Kiedy skończyłam 40 lat to coś się wreszcie we mnie przełamało, w końcu poczułam się dojrzalsza jako kobieta i jako człowiek. I stwierdziłam, że nie ma co oglądać się na innych, tylko muszę iść za swoją intuicją i zacząć pisać swoje piosenki – o dwóch jednocześnie wydanych albumach, nowym muzycznym kierunku, odwadze kompozytorskiej, macierzyństwie i świętach z Agą Zaryan rozmawia Maciej Ulewicz.





Agnieszko, lubisz jak media nazywają Cię Pierwszą damą polskiego jazzu?

Dziwnie się z tym czuję. Zawsze krytycy muszą jakoś określić artystę, a przez to, że wygrywam ranking Jazz Forum od lat, jedynego muzycznego pisma w Polsce zajmującego się jazzem, to tak mnie zaczęto określać. Również słyszę o sobie, że jestem polską Dianą Krall i to jeszcze bardziej mnie dziwi. Oprócz tego, że obie od lat śpiewamy standardy jazzowe to nie mamy ze sobą wiele wspólnego. Ale na żadne określenia się nie obrażam, jeśli to komuś ma pomóc skojarzyć jazz z daną osobą to bardzo proszę. Ale tak jak na mnie patrzysz, to widzisz, że nie jestem żadną damą tylko normalną kobietą z krwi i kości.

Po platynowej płycie "Remembering Nina and Abbey" poświęconej Ninie Simone i Abbey Lincoln milczałaś przez 5 lat. Co się działo z Agą Zaryan w tym czasie? Rozumiem, że zamieniła się w Agnieszkę Czulak?

To nie tak, śpiewałam do ostatnich tygodni obu ciąż i miesiąc po jednej i drugiej byłam z powrotem na scenie. Nie zamilkłam, cały czas koncertowałam z różnymi programami, ale rzeczywiście przez 5 lat nie wydawałam płyt. To była długa przerwa fonograficzna, bo przyzwyczaiłam moich słuchaczy do wydawania płyt co rok lub co dwa lata. Oprócz koncertów i programów okolicznościowych, jak np. na stulecie urodzin Billie Holiday, czy poświęconego muzyce Wandy Warskiej i Andrzeja Kurylewicza, nie wchodziłam głębiej w materię muzyczną, bo urodziłam dwóch synów i nie było wtedy we mnie przestrzeni, żeby stworzyć nowy projekt. A bardzo chciałam po tej przerwie wrócić z muzyką autorską. W międzyczasie narodził się program "Christmas Songs" i za namową wytwórni wydałam teraz dwie płyty równolegle.

Twój powrót fonograficzny jest zaiste spektakularny. Nastąpiło zmasowane uderzenie. Krzysztof Kieślowski potrafił kręcić 10 filmów jednocześnie. Aga Zaryan objawia światu praktycznie w tym samym czasie dwie znakomite płyty. Na niedawnym warszawskim koncercie powiedziałaś, że "High & Low" to dla Ciebie przełomowy album. Dlaczego?

Po raz pierwszy odważyłam się napisać więcej muzyki niż do tej pory. Teksty pisałam już wcześniej, ale na tej płycie jest osiem moich tekstów, trzy covery i więcej mojej autorskiej muzyki. Odważyłam się, bo całe moje życie jestem otoczona świetnymi muzykami, którzy przeszli ścieżkę edukacji muzycznej od dziecka, którzy mają niezwykłą wiedzę harmoniczną i mówiąc wprost, są ode mnie lepiej wykształceni muzycznie. I to powodowało we mnie przez lata blokadę. Moje pomysły muzyczne wydawały mi się zbyt proste, mało wyrafinowane jak na jazz, który jest wysublimowaną muzyką. Kiedy skończyłam 40 lat to coś się wreszcie we mnie przełamało, w końcu poczułam się dojrzalsza jako kobieta i jako człowiek po prostu. I stwierdziłam, że nie ma co się oglądać na innych tylko muszę iść za swoją intuicją i zacząć pisać swoje piosenki. Jest więc kilka moich piosenek na tym albumie. Pomaga mi w tym Michał Tokaj i muszę tu podkreślić jego osobę. Michał towarzyszy mi od debiutanckiej płyty "My Lullaby" i pełni rolę mojego MD, czyli muzycznego dyrektora. Wiem po "High & Low" jedno, chcę konsekwentnie rozwijać się jako autorka własnych piosenek. I w tym sensie jest to przełom.


Fot. Marta Orlik

Bardzo podoba mi się "ekumenizm" gatunkowy na tej płycie. To jazz mieniący się wieloma kolorami, nastrojem, soulem, funkiem, bluesem, są nawet elementy latynoskie. Czyżby Aga Zaryan na następnej płycie szykowała nam jazzowo-funkową petardę?

Na tę "petardę" czekają moi bliscy, szczególnie moje wieloletnie przyjaciółki, które świetnie znają moją osobowość. Ta petarda musi się jednak urodzić w sposób naturalny. Ja nie wierzę w wyrachowane ruchy, bo one zawsze się źle kończą. "High & Low" to taka, jak na mnie, mała rewolucja. Album studyjny jest oczywiście dopieszczony, dopracowany i słychać dużą różnicę między nim a "life'em", bo na scenie mnie ponosi, czuję jak niesie mnie energia tej muzyki i odbiór publiczności i bardzo dobrze się czuję śpiewając te świeże piosenki. Mam wrażenie, że ten album rzeczywiście dodał mi skrzydeł, bo ta muzyka, jak powiedziałeś, szybuje w różnych kierunkach. Odeszłam nim na jakiś czas od jazzowego mainstreamu, ale na pewno kiedyś, może za parę lat do niego wrócę, bo to piękny świat.

Gdybyś była dziennikarzem mającym napisać press info o "High & Low" to jakby brzmiał ten komunikat? 

Ta płyta to fuzja gatunków, które wywodzą się z bluesowo-jazzowego rdzenia. Moim jednym założeniem na tym albumie było to, że nie będzie na nim swingu. Lubię śpiewać swing, ale on znalazł swoje miejsce właśnie na drugiej płycie, czyli "What Xmas Means To Me". To kwintesencja złotej ery jazzu, również bliska mojemu sercu. I dlatego na "High & Low" swingu nie ma. Jest za to dużo energii, którą czerpię z bogatej rytmiki i wielu innych źródeł. Moim marzeniem jest, żeby moi słuchacze zaopatrzyli się w dwa albumy, bo mam poczucie, że one się uzupełniają. Trochę jazzowej klasyki i trochę "songwritingu", czyli autorskiego podejścia do muzyki.

Co Aga Zaryan opowiada nam o sobie i świecie na albumie "High & Low"?

Tak jak większość artystów, opowiadam o tym co u mnie, o ostatnich pięciu latach mojego życia. To jednak sporo. Po pierwsze, macierzyństwo, do którego się bardzo długo zbierałam. Wiele lat czekałam i zastanawiałam się czy w ogóle chcę, żeby mnie to spotkało. W końcu przed czterdziestką podjęłam decyzję, że chcę zostać mamą, no i się udało, z czego się każdego dnia niezwykle cieszę. Miało to wpływ na moje 5-letnie milczenie, ale nie żałuję ani jednego dnia. Zmieniło mnie to też jako artystkę, nabrałam wiele dystansu do tego co robię. Artyści są na ogół egocentrykami, mają olbrzymie ego, wychodząc na scenę, mogą udawać skromnych, ale często jest to nieszczera skromność. Skromność to taka wspaniała cecha, która odróżnia wielkich artystów od zadufanych w sobie hochsztaplerów, mówię tu o skromności w odbieraniu swojej twórczości. Ja cały cały czas chcę się uczyć, chcę się rozwijać. Poza tym moi synowie, kiedy wracam z trasy, ustawiają mi od razu hierarchię ważności. Dla mnie strasznie ważnym jest to co robię, ale zrozumiałam, że nie wszystko kręci się wokół tego. I mam teraz właśnie większy dystans do swoich sukcesów i małych porażek, do wszystkiego naokoło, nie tylko do muzyki. W tekstach zawarłam własne doświadczenia. Jak wiesz życiem prywatnym nie dzielę się za wiele, unikam tego i to jest działanie celowe. Być może przez to mam mniej wywiadów w kolorowych pismach. Parę lat temu wygrałam plebiscyt "Róże Gali" w dziedzinie muzyki, pokonując o wiele bardziej popularnych artystów ode mnie, ale do tej pory nie odbył się na tych łamach żaden porządny wywiad. Jedyne co mi zaproponowano to była sesja zdjęciowa w ciąży i rozmowa o późnym macierzyństwie. Po tym jak wygrałam Fryderyka za płytę z wierszami Miłosza! Na co się oczywiście nie zgodziłam. Odsłaniam się teraz prywatnie w tekstach piosenek, mówię też o rzeczach, które mnie bolą. Żyję w Polsce i śpiewam o tym co się dzieje na naszym podwórku, dlaczego nie czuję się tutaj komfortowo, dlaczego nie potrafię tu oddychać pełną piersią i jak nie do końca czują się tu bezpiecznie moi bliscy i dlaczego nie cieszę się, że moje dzieci mają się wychowywać w takim szkolnym systemie. Jadąc kiedyś tramwajem na Rondo Waszyngtona słyszałam zaciekłą i nienawistną rozmowę dwóch kobiet i wtedy poczułam, że jest już najwyższy czas i ten moment, w którym muszę zaśpiewać o tym co się dzieje w moim kraju, co czuję jako obywatelka, a nie Aga Zaryan, artystka estradowa, żyjąca w bańce i odklejona od rzeczywistości. Nie jestem celebrytką, nie chcę nią być. Poruszając się po Warszawie komunikacją miejską i jeżdżąc po Polsce obserwuję życie mieszkańców tego kraju i stąd wzięła się piosenka "Story from a Tram (Listen Little Man)". Moje wielkie guru z poprzedniej płyty, czyli Abbey Lincoln i Nina Simone, Afroamerykanki żyjące w czasach segregacji rasowej, artystki które śpiewały standardy o miłości, zostawiały też swoim słuchaczom gorzką pigułkę do przełknięcia. Zaczęła to Billie Holiday utworem "Strange Fruit", wielkim protest songiem przeciwko rasizmowi, który one też śpiewały, a ja również po wielu latach sięgnęłam po tę piosenkę. One mi pokazały, że można jednego wieczora założyć piękną sukienkę, śpiewać i rozdawać uśmiechy publiczności, ale przy okazji mieć coś do powiedzenia jako obywatel kraju. Artysta nie jest tylko po to żeby zabawiać. Ale zdarzyło mi się już usłyszeć od jednego widza na tej trasie koncertowej, że nie zapłacił za bilet, żeby słuchać moich poglądów politycznych. Zdaję sobie sprawę, że może kilku fanów straciłam, ale artysta nie może być konformistą i oportunistą. Jestem osobiście zawiedziona postawą niektórych artystów, którzy dla własnej wygody wolą milczeć i nie wychodzą ze swojej strefy komfortu.


Fot. Marta Rzepka

Kim jest Pedro Segundo, który pojawił się na nowej płycie i trasie koncertowej?

Polecił mi go świetny pianista jazzowy Piotr Wyleżoł, kiedy byłam z nim w trasie z płytą "Human Things". Powiedziałam mu, że tym razem chcę zaprosić perkusjonistę z Europy, bo wcześniej grał ze mną Amerykanin Munyungo Jackson. Pedro to Portugalczyk, mieszkający w Londynie od kilkunastu lat i grający z wieloma wybitnymi muzykami, między innymi z Dennisem Rollinsem, Judith Owen czy Kansas Smittys House Band. Pedro dodaje do naszej muzyki niesamowitej południowej energii. Gra świetnie na perkusji, ale poza tym też na przeróżnych instrumentach perkusyjnych, a ponieważ ta płyta mieni się różnymi kolorami i jest bardzo urozmaicona, poszukiwałam muzyka bardzo kreatywnego, który będzie mógł w naturalny sposób "doprawić" te piosenki różnymi ciekawymi rozwiązaniami rytmicznymi i inspirującym brzmieniem. Niezły też niego showman, o czym się przekonałam jeżdżąc z nim po Polsce i wysłuchując komplementów, szczególnie kobiecej części publiczności. Na płycie zagrał świetnie, ale pełnię jego możliwości zobaczyłam dopiero na trasie.


Przejdźmy teraz do drugiej Twojej płyty czyli albumu "What Xmas Means to Me" i moje pytanie jest właśnie tym tytułowym. Czym są dla Ciebie święta?

Nie jestem osobą praktykującą już od wielu lat. Byłam bardzo wierzącym dzieckiem, wręcz małą dewotką, biegałam na roraty z lampionami, śpiewałam w kościele psalmy, brałam udział w konkursie recytatorskim organizowanym przez misjonarzy. Nikt mnie oczywiście do tego nie zmuszał, bo moi rodzice rzadko chodzili do kościoła. To była moja własna potrzeba. Skończyło się to w momencie, kiedy zaczęłam dojrzewać. Teraz może nie jestem do końca ateistką, ale na pewną mocno wątpiącą i na bakier z instytucją kościoła. Jedno dziecko jest ochrzczone, drugie nie, generalnie nie można spotkać mnie w kościele częściej niż na pogrzebach i ślubach, ale wierzę w jakąś energię, która nad nami krąży. Uważam, że święta to jest taki moment, kiedy my jako gatunek ludzki, możemy wyjść trochę ponad siebie i spróbować w tym pędzącym świecie choć na chwilę zatrzymać ten kołowrotek, wyjaśnić różne sprawy, zrobić sobie taki bilans pod koniec roku. Możemy nie kupić dodatkowych pięciu prezentów swojemu dziecku tylko przeznaczyć jakąś sumę np. na Międzynarodową Akcję Humanitarną, której jestem ambasadorką, na dzieci, które żyją w krajach objętych wojną, na uchodźców, aby choć trochę ułatwić i umilić im ten czas. Możemy pogodzić się z ludźmi, z którymi jesteśmy skonfliktowani, możemy wspólnie pośpiewać kolędy, pomuzykować razem, spędzić czas z rodziną i przyjaciółmi i po prostu wyhamować. A może zaprosić sąsiadkę, która siedzi sama przed telewizorem i stać się bardziej ludzcy, choćby na ten czas świąt. Warto. To jest taki czas, obojętnie czy jesteśmy wierzący czy nie, do stworzenia dobrej aury. Tę płytę dedykowałam moim synkom, życząc im żeby nigdy nie byli za duzi, na to żeby wyglądać pierwszej gwiazdki. Jest coś takiego w świętach, że możemy wrócić na chwilę do dzieciństwa, odnaleźć w sobie tę magię.

"What Christmas Means to Me" to zbiór okołoświątecznych klasyków i evergreenów. Jakim kluczem się kierowałaś? Bo to piękne piosenki, ale też wiele z nich - mówiąc dyplomatycznie - jest zgranych do bólu jak "Jingle Bells" czy "Little Drummer Boy".

Chciałam, żeby na tej płycie było kilka utworów, które zna każdy, ale chciałam to zrobić w totalnie jazzowym mianowniku. Znane, lekkie i swingujące świąteczne piosenki to według mnie idealna propozycja dla tych, którzy boją się nawet słowa jazz. Jest tu kilka naprawdę znanych hitów, które w tym okresie otaczają nas zewsząd, ale nadałam im trochę inny kierunek. I jest kilka nieoczywistych, jak choćby piosenka "Nim przyjdzie wiosna" Czesława Niemena. To zimowy utwór, a ten wiersz Iwaszkiewicza jest po prostu przepiękny.


Fot. Marta Orlik

Jakim cudem, a może wcale to nie był cud, na tej płycie śpiewa z Tobą Freddy Cole, żyjąca legenda amerykańskiej wokalistyki jazowej?

Jak już wiedziałam, że będę nagrywać ten album to pomyślałam, że duet byłby bardzo wskazany. Ponieważ jest to taka klasyczna jazzowa "amerykańska" płyta, to zastanawiałam się kto jeszcze został z tych wielkich, którzy kojarzą się ze złotą erą jazzu. Lady Gaga nagrała już z Tony Bennettem, więc nie chciałam się powtarzać, a takich wokalistów jest już jednak niewielu. Freddy Cole jest bratem tego słynnego Nat King Cole’a, rewelacyjnie gra na fortepianie i ma przepiękny głos. To te same geny, więc ma bardzo podobną, głęboką barwę głosu. Jego kariera trwa już ponad 65 lat, a pan niedługo skończy dziewięćdziesiątkę! Pomysł rzuciłam mojemu managerowi, który napisał do agentki Cole’a, wysłaliśmy mu kilka moich piosenek i dostaliśmy zielone światło. Poleciałam więc do Nowego Jorku i nagrałam z nim trzy duety: "Santa Claus Is Coming to Town", "Jingle Bells" i " The Christmas Song (Chestnuts Roasting on an Open Fire)". Orkiestrę nagraliśmy w Pradze czeskiej, a sam zespół w Warszawie. To taka naprawdę polsko-czesko-amerykańska, prawdziwa międzynarodowa produkcja. Niezwykle się cieszę, że miałam okazję śpiewać z Freddy'm Cole'em, bo to naprawdę starszy już pan, przedstawiciel złotej ery jazzu, niesamowitego świata, który powoli odchodzi już w zapomnienie. No i dla mnie jest takim Świętym Mikołajem na tej płycie i niezwykłym prezentem, który słuchacze dostają dodatkowo.

Jak nowa Aga Zaryan odbierana jest przez publiczność?

Jesteśmy przyjmowani bardzo ciepło, choć myślę, że niektórzy są trochę zdziwieni, na szczęście pozytywnie. Bo część fanów może się spodziewała Agi Zaryan sprzed pięciu lat, a na "High & Low" poszłam jednak w innym kierunku. Oprócz tej fantastycznej wymiany energii między publicznością a nami na scenie, bardzo lubię te spotkania po koncercie, podpisywanie płyt i rozmowy ze słuchaczami. Strasznie ich lubię i cieszy mnie, że mogłam przy okazji wydania tej płyty zagrać taką dużą trasę, bo to było aż 15 miast.

Agnieszko, co znaczą dla Ciebie słowa "legalna kultura"?

Dla mnie znaczą bardzo wiele. Wydałam swój pierwszy album w 2001 roku, już wtedy płyty się dosyć kiepsko sprzedawały. To już nie były te dzikie lata 90-te okresu transformacji, kiedy nakłady płyt sięgały kilkuset tysięcy sprzedanych egzemplarzy, choć artyści często wtedy byli wykorzystywani przez wytwórnie. Przy moim debiucie spadała już sprzedaż CD i szalało piractwo. Można było z sieci nielegalnie ściągnąć sobie prawie wszystko i ludzie przestawali kupować muzykę z legalnych źródeł. Żeby wydać album z takimi muzykami jak to właśnie zrobiłam, z taką produkcją, tak nagrany i z taką oprawą wizualną to są olbrzymie nakłady finansowe. Żeby taki album się zwrócił trzeba sprzedać odpowiednią ilość płyt. Jeżeli artysta chce tworzyć w dzisiejszych czasach płyty nagrane na odpowiednim poziomie i pięknie wydane to odbiorcy muszą kupować tę muzykę z legalnego źródła, najlepiej w postaci CD. Poza tym brzmienie ma znaczenie i nie usłyszą Państwo tego z mp3 w swoich telefonach. Dzięki temu my możemy dalej tworzyć, a nielegalne ściąganie muzyki, nazwijmy to po imieniu, to jest kradzież. Istnieje powszechnie takie podejście, bo nie ma edukacji. Wy wypełniacie tę lukę. Będąc kiedyś we Francji u mojej mamy, która tam mieszka, szwagier nie mógł znaleźć pewnego mało znanego filmu, który potrzebowaliśmy obejrzeć, ani online do kupna, po prostu nigdzie i nie mając poniekąd wyboru ściągnęliśmy go z sieci. Moja mama po miesiącu dostała mandat z adnotacją. że jeżeli jeszcze raz coś takiego się powtórzy to kolejny mandat będzie jeszcze wyższy, a następnie zostanie odcięty internet. Tam tak to działa, jest edukacja i występuje brak przyzwolenia na ściąganie nielegalne jakiejkolwiek twórczości. Często też słyszę "czy jest już Twoja muzyka na Spotify?". No jest tylko, że tam zarabia właściciel Spotify i wytwórnie, a artyści prawie nic albo jakieś eurocenty. Może Madonna zarabia ze Spotify, ja na pewno nie. Ludzie są nieświadomi tego, że przez takie sytuacje ja nie będę mogła tworzyć kolejnych albumów, bo żyję z tego, a jeżeli wyda się te 40, 50 zł na płytę to będę mogła dalej pracować, nagrywać płyty, opłacać moich muzyków, reżysera dźwięku, fotografów, grafików i wielu innych ludzi, którzy są związani z tym procesem. Edukacja, szczególnie młodego pokolenia jest najważniejsza. Mogę podać taki przykład. Dlaczego jest tak, że jak idziemy do kwiaciarni i kupujemy bukiet kwiatów to płacimy za niego określoną cenę, a nie wynosimy go za darmo zostawiając kwiaciarkę z niczym? To dlaczego muzykę się wynosi bez pytania?! Mam wrażenie, że to młode pokolenie będzie bardziej świadome, ale jest to długi proces. Kradnąc muzykę odbieramy twórcom możliwość pracy. A poza tym oprócz tego wszystkiego to też kwestia przyzwoitości.


Fot. Marta Rzepka

Rozmawiał: Maciej Ulewicz
Zdjęcie główne i slider: Marta Orlik


Płyty Agi Zaryan znajdziecie w legalnych źródłach muzyki:
"High & Low": iTunes | Google Play | empik.com
"What Xmas Means to Me": iTunes | Google Play | empik.com





Publikacja powstała w ramach
Społecznej kampanii edukacyjnej Legalna Kultura






Publikacja powstała w ramach
Społecznej kampanii edukacyjnej Legalna Kultura
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Spodobał Ci się nasz artykuł? Podziel się nim ze znajomymi 👍


Do góry!